Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział7
Laura
DziśzsamegoranaAlekswyjeżdża,aleniemówidokąd,
ajaniepytam.
–Lara,bardzocięproszę,niewpuszczajnikogo
dodomu.Powinienembyćnajpóźniejzaczterygodziny,
alepostaramsięwrócićwcześniej.
–Dlaczegotaksięboiszzostawićmniesamąwdomu?
Czycośmigrozi?
–Niesądzę.Oczywiście,żenie–dodajebardziej
przekonująco.–Alepotymnapadzielepiejuważać.
Półgodzinypóźniejsłyszędzwonekdomofonu.Patrzę
przezkamerkęirozpoznajętwarzMalwiny.Przez
momentsięwaham,czyjąwpuścić,alenaciskamguzik
ibramkasięotwiera.
–Cześć–mówiMalwina,całującpowietrzekoło
mojegopoliczka.–Jesttwójstary?
–Nie.Gdzieśpojechał.
–Wiesz,kiedywróci,boniechciałabym,żebymnie
tuzastał?
–Wrócidopierozajakiśczas–odpowiadam
uspokajająco.–Dziwne,aleoncięniekojarzy.Mówi,
żeniemiałamżadnychkoleżanek.
–Czyznałaśkobietę,któraniemażadnychkoleżanek?
Niektóreznasjedyniesięnieprzyznająswoimmężom
dobabskichprzyjaźni.Nocóż,facecichcąmiećnanas
monopol,alemyitakpotrafimytoobejść.–Wzrusza
ramionami.–Niepotrzebniemupowiedziałaś,żebyłam
uciebie.Kiedyśmisięskarżyłaś,żejesttrochęzaborczy.
WGrecjiteżmusiałaśgookłamywaćwtychsprawach.
Aletylkowtych.Twójteśćnawetciwtympomagał.
Przystojnybyłzniegogośćiwciążdobrzewyglądałjak