Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–WolfteżbyłwHouston?
–Wyglądanato,żelubioperętaksamojakja,
atowtejchwilijedynaoperawokolicy–oznajmiła
przezzaciśniętezęby.
–Rozumiem.
Saraniechętniewspominałatamtenwieczór.
–Onnawetnicniezrobił–westchnęłasmętnie.
–Poprostuobróciłsięipochyliłwmojąstronę,
ajazareagowałamjakwariatka.Rozzłościłam
go–wykrztusiła.
–Rozmawialiśmyjużotymwielerazy–przypomniał
Gabrielzrezygnowanymtonem.
–Nieznoszępsychologów.Ostatni,doktórego
chodziłam,oznajmił,żechcę,żebyludziemiwspółczuli
idlategoprzesadniereagujęwtakichsytuacjach!
–zawołałazgniewem.
–Żeco?Nigdymiotymniemówiłaś!–zawołał
wzburzony.
–Bobałamsię,żedaszmuwzębyizamknącię
zanapaść.
–Pewnienieoparłbymsiępokusie–przyznał
niechętnie.
–Takczysiak,terapianiepomogła–mruknęła,
sącząckawę.–Niemogęzapomniećotym,cosięstało.
Poprostuniemogę.
–Przecieżsąjeszczenaświeciemilifaceci.Niektórzy
nawetmieszkająwJacobsville.
–Toniemaznaczenia–westchnęła,uśmiechającsię
zeznużeniem.
Gabrielwiedział,przezcoprzeszła.Niewiedział
natomiast,żepróbagwałtutoniebyłpoczątekjej