Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wełnianysweter,któryotulałciało…takbezwstydnie
męskie,żenakilkasekundodebrałojejdech.
–Czydługojeszczezamierzamisiępaniprzyglądać?
Butyzaczynająmiprzemakać.
Beckyszybkopodniosławzrokiodrazuogarnęło
jąniezwykłewrażenie–połączenieolśnienia
izakłopotania.Miałaprzedsobąnajbardziej
oszałamiającoprzystojnegomężczyznę,jakiegowżyciu
widziała.
Czarne,niecodłuższewłosyotaczałytwarz,która
byłaczystądoskonałością.Srebrnoszareoczy,
obramowaneteatralniedługimi,grubymiczarnymi
rzęsami,spoglądaływprostnanią.
Płonączewstydu,Beckyrzuciłasiędodziałania.
–Sekunda–powiedziała.Wcisnęładrugąnogę
wkaloszizastanowiłasię,czybędziepotrzebować
torby.Pewnienie.Niepoznawałategomężczyzny,
asądzączesposobu,wjakibyłubrany,mogła
podejrzewać,żenieprzyszedłwsprawieowcy,której
poródsiękomplikował.
Atoprawdopodobnieznaczyło,żebyłjednymztych
bogatychmieszczuchów,którzymielidomkiletniskowe
wktórejśztutejszychmalowniczychwiosek.Pewnie
przyjechałnaweekendzpaczkąpodobniekiepsko
zaopatrzonychprzyjaciółizdomowymizwierzętami.
Któreśznichzrobiłosobiekrzywdę.
Tosięjużnierazzdarzało.Trudnobyłobyzliczyć,jak
częstomiaładoczynieniazeszlochającymi
właścicielamijakiegośbiednegopsalubkota,któremu
właściwieniedolegałonicpoważniejszegoniżrozcięta
łapa.