Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
framugę,adzieciakiwprawiałysięnanichwwycinkachscyzorykami.
Odwielulatniktsiętuniezjawiał,byprzegonićtychprzypadkowych
gościczynaprawićpoczynioneprzeznichzniszczenia.
Enfieldzadwokatemszlidrugąstronąuliczki,alegdyznaleźlisię
nawysokościbramy,pierwszyznichpodniósłlaskę,wskazując
tomiejsce.
Zwróciłpanuwagęnatedrzwi?zapytał,agdyjegotowarzysz
przytaknął,dodał:Wmojejpamięciłącząsięzbardzodziwną
historią.
AchtakpowiedziałUttersonlekkozmienionymgłosem
zjakążto?
ByłototakkontynuowałEnfield.Wracałemdodomu
zjakiegośmiejsca,gdziediabełmówidobranoc,byłatrzecianad
ranem,zima,mojadrogaprowadziłaprzezdzielnicę,gdziedosłownie
niebyłowidaćnicpozalatarniami.Ulicazaulicą,wszędzieani
żywegoducha,ulicazaulicą,oświetlonejaknaprocesję,alepustojak
wkościele.Wreszciepopadłemwtakistan,żeucieszyłbymnienawet
widokpolicjanta.Nagleujrzałemdwiepostacie:niskiegomężczyznę
maszerującegoszybkimkrokiemnawschódiośmio-czy
dziesięcioletniądziewczynkębiegnącą,cosiłwnogachwjego
kierunku.Nicdziwnego,żewpadlinasiebienasamymrogu.Iwtedy
stałosięcośokropnego.Mężczyznastratowałdzieckoiodszedł
pozostawiającmałąkrzyczącąnaziemi.Kiedysiętegosłucha,sprawa
niewydajesięmożetakprzerażająca,coinnegojednakbyło
towidzieć.Jakbyniebyłczłowiekiemtylkowielkąciężarówką.
Zamierzałempokazać,comyślę,puściłemsięzanimpędem
isprowadziłemzpowrotemnamiejsce,gdzienadwrzeszczącym
dzieckiemzebrałasięjużgrupkaludzi.Byłcałkowiciespokojnyinie
stawiałoporu,alerzuciłmitakzłespojrzenie,żezrobiłomisię
gorąco,jakbymnadalbiegł.Ludzieokazalisiękrewnymidziewczynki,
awkrótcepojawiłsiętakżelekarz,doktóregowysłano.