Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Niechpanipoczeka–prosi.
Przystajęzrękąnaklamceiodwracamsięwjego
stronę.
–Możepogadalibyśmyotymprzykolacji?
–Omojejznajomościangielskiego?–rzucamkpiącym
tonem.
Uśmiechasięsamymikącikamiusta,alewjegojasnych
oczachwidzęrozbawienie.
–Oczymtylkobędziepanichciała.
Nabiurkudzwonijegotelefon.Nieodbiera.Wstajeirobi
kilkakrokówwmojąstronę.Wyobrażamsobie,jak
podchodzędoniego,poluzowujęwęzełjedwabnego
krawata,apóźniejrozpinamjegokoszulę.Guzik
poguziku,patrzącmugłębokowoczy.Myślęotym,jak
kotłujemysięnawełnianymdywanieupodnóżajego
biurka,jakbierzemnienasamymśrodkugabinetu,
wktórymnacodzieńnegocjujeważneumowy.Jakrżnie
mniedobólu,doutratyprzytomności,dyszącmidoucha,
jęcząc…
–Przepraszam,niepowinienempaninagabywaćwtaki
sposób.–MecenasKarskinaglesięreflektuje,podchodzi
dodrzwiinieczekającnamojąodpowiedź,otwiera
jenaoścież.–Dziękujęzarozmowę.Niestety,obawiam
się,żeniejestemwstanieniczegopanizaproponować.
–Szkoda–mówię,patrzącmuprostowoczy.
–Szkoda–przyznaje.
***
Wieczoremdzwoninamojąkomórkę.„Trafiony,
zatopiony,przynętapołknięta”–myślę.Ajednaknie
odbieram.Możegdybynieleżałobokmniespotkany
naplażyoficermarynarki…Aleniejestemsama.Przecież
jarzadkokiedybywamsamotna.Przynajmniejfizycznie,