Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zacząłempałaszowaćjaknajszybciej,abyzdążyć
dopracy.Wczasiespożywaniaprzeznasposiłkudrzwisię
otworzyłyiwszedłojciec,całypokrytypotem
iprzyprószonywióramidrewna.
Dzieńdobrydzieci.
Usiadłpomojejlewej,pośrodkustołu,iodrazudostał
jedzenieodMiry.
DziękujęMira,słynnygulaszmamy?Cóż
zawspaniałyporanek.
Tak,ojcze,takisam,którykiedyśmamanam
gotowała…Urwałaizamyśliłasięnachwilę.
Nieważne,jedzmy,moidrodzy.
Nałożyłasobiejedzeniedomiskiiprzysiadłasię
donas,pomojejprawej.Jedliśmywciszy,którabyła
przerywanaprzezmlaskanieiszuraniełyżekomiski,
akażdybyłmyślamigdzieindziej.Bratporuszyłsię
nakrześleizacząłniewygodnytemat.
Ojcze?
Tak?Ojciecniespuszczałwzrokuzmiski.
Wczoraj…Bratzacząłniepewnie.Wczorajbyłem
zUburdusemwkarczmienarozstajach,wypiliśmytroszkę
piwkaibyłonaprawdęcudnie.Przyjechałwspaniały
minstrelzZurkiewa,budynekpękałwszwach…Alenie
dotegozmierzam.Rodzicpopatrzyłnaniegozuwagą.
Wpewnymmomencieweszłodośrodkadwóch
uzbrojonychmężczyznijedenwdziwnychszatach.
Nakaftanachipelerynachmieliwyszytegodło
gładkolicych,anagłowachkaptury.Spuściłwzrok
nadłonieiścisnąłjemocno.