Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Boże.–Przykładadłońdoczoła.–Tytomusiszzgłosić
napolicję.–Kładzienacisknasłowo„musisz”.–Jakpoczujeszsię
lepiej,pojadęztobąitozgłosimy.Mamyzdjęcia,trzebatozrobić,
koniecznie.
„Pojadęztobą”–tylkototerazsłyszę.Chcepojechaćzemną,
żebymtozgłosiła.
Zamykamzezrozumieniemoczy.Jeszczeniewiem,czychcęprzez
toprzechodzić,odpowiadaćnapytania,siedzącprzybiurku
posterunkowego.Bojęsię,żewówczasprawdawyjdzienajaw,
ajabędęugotowana.
Wysiadamyzauta.Arekznowuprosi,żebymzłapałagopodrękę.
Gdywreszciedochodzimydodrzwimojegomieszkania,patrzynanie
niespokojnie.
–Musiszdużoodpoczywaćipić.Pijwodęisoki–mówi.–Kiedy
znowuzaczniecięboleć,bierznazmianęibupromiparacetamol.Masz
jewdomu?
–Tak.
–Jutrocięodwiedzę.Zadzwońdomnie,gdybyśpotrzebowała
czegoświęcejniżleki.
–Tak–powtarzam.
Wzdychaijeszczerazspoglądanadrzwi.Następnieodchodzibez
słowapożegnania.Wydajesięprzygnębionymoimstanem,tym,
comniespotkało.Jachybajestemjeszczezbytoszołomiona,żeby
ocenićtowszystkoracjonalnie.Chcęsiępołożyćwłóżku,ukryć
wswoimpokojuprzedtąparszywąnocą.Przedmoimoprawcąiprzed
wybawcą,którymwtejchwilijestArek.Mamnadzieję,żejutro
poczujęsięlepiej.
Wchodzędomieszkania.Matkaśpinakanapiewdużympokoju.
Naławiestojądwieżółtepuszkipotanimpiwie.Powietrzeprzesiąkło
nimbardziejniżzwykle.Podkanapąlśnidużamokraplama,widzę