Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział4
W
żewciągutychkilkulatkadrabardzosięzmieniidziśbędątam
izytanakomendzienietrwaładługo.Jakmogłamniewpaśćnato,
zupełnieinnipolicjanci?
RozmawiałamzpodkomisarzNowacką.Byławspółczująca
iprofesjonalna.Opowiedziałamjej,żektośnamnienapadł
napoczątkuulicyMigdałowej,żeczułamodtejosobywońalkoholu.
Niewidziałamtwarzy,tylkooczy,ciemne,niespokojne,obłędne.
Raczejstarszeniżmłodsze.Głosnapastnikabyłzachrypnięty,więcnie
wiem,czynależałdomężczyzny,czydokobiety,pozatymbyłamzbyt
oszołomiona,byocenićtojednoznacznie.Dostałamdwaciosy:jeden
woko,drugiwwargę.Usłyszałam„Jesteśsuką!”.
Niestraciłamrównowagi,choćrazybyłydośćsilne,
bynatychmiastwywołaćból.
WielkieoczypodkomisarzNowackiejprzezcałyczaspatrzyły
naekrankomputera,akościstepalceszybkoipewniestukały
wklawiaturę.Spojrzałanamnietylkodwukrotnie:napoczątku
inakońcunaszegospotkania,przezcomiałamwrażenie,
żetorutynoweprzesłuchanie,jakichwiele.Niejapierwszawtym
mieściezostałampobitainieostatnia.Możeadres,którypodałam
nasamympoczątku,wprowadziłjejdziałanianaznanytor?Wgłowie
rozbłysłospostrzeżenie:„Onamieszkanapatologii”.
Choćwypytywała,czymamjakichśwrogów,czykomuś