Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
domiarwszystkiegokrokażnadtogodny.Wchodzącwfurtkęsiatkidostałsięjużwcień,lecz
zapomniałsiępozbyćtamtegogrymasu.
Stefansłyszałterazkrokiprzeddomem,którenaglezgłuszyłyciężkiestąpaniaBerga
poskrzypiącychschodach,trzaskotwieranychdrzwi,nakoniecpełneszacunkupowitanie
posługacza.Jeszczepotemkilkapółgłosemwymienionychzdań:Bergwobecautorytetu
lekarzapozbywałsięniecoswejgodności.
ZeStefanemGrossmeierprzywitałsiępowściągliwiejniżzwykle,dośćmilcząco.
Wspomniałnakoniecozmęczeniu:północyprzesiedziałprzychorej.Wzruszyłramionami:
—Itakwszystkonanic.
—Ach,tak?—Stefanusiadłnasofce,bywygodnieoprzećsięościanęizmrużył
oczy.
Grossmeierspojrzałzuwagą.Powtórzył:
—Wszystkonanic.
—Tak.—Stefanpatrzyłwokno:zapewnemyślałobyleczym,pukałstopąw
podłogę.Lekarzuśmiechnąłsięwstrzemięźliwie.
—Atrophiahepatisflava.Widziałeśtokiedy?
Ażechłopakzaprzeczyłruchemgłowy,powtórzyłswójuśmiech:
—Ciekawyprzypadek—mruknął.—Możnabyrzec:przypadekklasyczny.
Stefanziewnął.Grossmeierpodszedłdooknaischylającsięwyglądałprzez
wychuchanykrążeknaulicę.Widocznieniewystarczałamujegoprzejrzystość—poprawił
palcem,oddechem.Wkońcunieodwracającsiępowiedział:
—WzięliMarka.Wczoraj.Wieczorem.
Stefanzerwałsięzsofy:
—Nie!
Lekarzwzruszyłramionami.
—Tak.
—Ale...alezaco?
Grossmeierznamysłemzwróciłsiękuniemu.
—Tyjeszczeciąglepytasz:zaco?Trochętozabawne—ruchemrękipowstrzymał
krzykchłopca.—Niewiem,zaco.Poprostu:przyszliiwzięligo.Nawetniebili.
—To...towszystko?
—Narazie.
Stefanusiadłznowu.Miałzimnedłonieistopy.Niechciałpatrzećnaskrzywioną
słońcemibólemtwarzlekarza,niechciałwidziećniczego.Awięcpoprostu:przyszli,wzięli,
nawetniebili.Oczymmyśleć?Oratunku,ozemście?Czypoprostuprzerazićsię.Albodać
sięponieśćgniewowinamarnylosiprzeklęteczasy.Lecziteraz,jakzakażdymrazem,
odnajdywałwsobieprzedewszystkimzdumienie.Itozdumienieniewątpliwienaiwne.
Potem,byuchronićsięprzedowymzdumieniem,wspomniałostatniewidzeniesięz
Markiem;ostatnie—skorygowałnatychmiast—przedaresztowaniem.Azatem:mniej
więcejmiesiąctemu.ByłwtedyuMarka,któremujeszczenieodebranofortepianu,iMarek
oczywiściegrał.Nakoniec—nadszedłwtedyjużzmierzchześniegiem,więcnależałosię
szybkożegnać—Marekjeszczezdążyłwyjaśnić,żeuczysięrozumiećmuzykęnanowo.W
sposób,podkreśliłtoznaciskiem,możliwierozumnyiostrożny,lecztakżebardzo—
powiedziałtak—religijny.Religijnywsensieprzewagipewnychpoważnychigłębokich
wzruszeńnadinstancjąrozumu.
Grossmeierznowuwyjrzałnaulicę.
—Atenprzypadekatrophiahepatisflava,októrymmówiłem...jakzpodręcznika.
Możnagonazwaćklasycznym.Wiem:niewidziałeśjeszczeczegośtakiego.Alerzeczjest
pouczająca.Nietylkowsensiemedycznym.
—Oczymtymówisz?—pytałStefan.—Oczymmówisz?
6