Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PiotrMrokRW2010
Lubelskamaskarakotempodwórkowym
potrzebujeAniołaStróża.Jużpomysłwędrówkiodgórnejstacjiwyciągudo
schroniskamałomisiępodobał,aleprzynajmniejbyśmyszlipopłaskimalbopo
niewielkiejpochyłościwdół.AonachciałazdobywaćKopę!–Wpółtorejgodziny?
Chybakpisz!Wkopnymśniegu,podgórę,zplecakamiisprzętem,zwiatrem
woczy?Pomnóżtenczasprzeddwaalbolepiejtrzy.Oilesięwcześniejniezgubimy,
bozaczniesięściemniać.Dlategoniemamowy.Wy-klu-czo-ne!–wyskandowałem.
–Czekajtuinieważsięruszyć,cośwykombinuję.
–Dobrze–zaszemrała.
Jejszalonakoncepcjamiałajednakpewienplus.Bezradnośćmnieopuściła,
złośćprzerodziłasięwchęćdziałania.Skutecznego,boniebyłoopcji,bymwłaziłna
tęprzeklętągórę!
Półgodzinyzajęłyminegocjacjezobsługąwyciąguigoprowcami.Wkońcu
znalazłemchętnego,któryzagodnąopłatązgodziłsięnaspodwieźćdosamej
Strzechy.
–Skuter...–Weronicezaświeciłysięoczy.–Pojedziemynaskuterześnieżnym!
–Zaklaskaławdłoniejakmaładziewczynka.Potemspojrzałanamnietakpełnym
podziwuwzrokiem,żeurosłemwdumęojakieśdwametry.Bagażtrafiłdo
przyczepki,mynasiedzisko.Chybaniemuszędodawać,żenawetwciśniętamiędzy
mnieakierowcę,zograniczonympolemwidzenia,Weronikanadawałanaokrągło,
zachwycającsięurokamikrajobrazu.Niesamowitakobieta!
Dojakiegostopniabyłanieprzewidywalna,przekonałemsięjużwschronisku,
zatłoczonymoczywiściepodach.ZnajdźtuterazRoberta...Weronika,kierowana
siostrzanyminstynktem,odnalazłagobeztruduwrojnejjadalni.Nanaszwidok
ucieszyłsięizmieszałjednocześnie.Wyczułemkłopoty.
–Czyżbyniebyłodlanaspokoju?–zapytałembezwstępów.
–No...jest,alezajęty.Niesądziłem,żedziśdotrzecie,skorokrzesełkonie
działa.WięcprzygarnęliśmyznajomychMajki–uśmiechnąłsiędoswojej
9