Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
absurdalnietowygląda!Albotrzebajeodwrócić,alboLottieiKezia
teżmusząstanąćnagłowach.Miałaochotępowiedzieć:
Stańcienagłowach,dzieci,iczekajcienasklepikarza.
Wydałojejsiętotakniesłychanieśmieszne,żeniebyławstanie
skupićsięnatym,comówipaniSamuelowaJosephs.
Tłuste,skrzecząceciałooparłosięobramę,awielkagalaretowana
twarzuśmiechnęłasię.
Niechsiebaniniebartwi,baniBurnell.LoddieiKeziazjezo
obiadzboibidzieciakabi,apotebodbrowadzejedosklepikarza,żeby
wsiadłynajegowóz.
Babciazastanawiałasię.
Tak,torzeczywiściejestnajlepszyplan.Jesteśmypanibardzo
wdzięczne,paniJosephs.Dzieci,powiedzcieładnie:„Dziękujemy
pani”.
Dwaprzygnębionegłosikizaćwierkały:
Dziękujemypani.
Ibądźciegrzeczne,dziewczynki,dobrze?I…podejdźcietu…
dziewczynkipodeszły.NiezapomnijciepowiedziećpaniJosephs,
gdybyściepotrzebowały…
Tak,babciu.
Niegsiebaniniebartwi,baniBurnell.
WostatnimmomencieKeziapuściłarękęLottieirzuciłasię
wstronępowozu.
Chcęjeszczerazdaćbabcibuzinapożegnanie.
Alebyłojużzapóźno.Powózpotoczyłsiędrogą,zpękającą
zdumyIsabel,którazadzierałanosaprzedcałymświatem,
zwyczerpanąLindąBurnellizbabcią,macającąwswoimczarnym
jedwabnymworeczku,doktóregowostatniejchwilipowrzucałamasę
jakichśdziwnychprzedmiotów,zaczymś,cochciałaterazpodać
córce.Powózpołyskiwałwsłońcuidrobnymzłotympyle,kiedy