Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Cenapostępu
Smoluch,jakcodnia,rozwożącświeżemleko,gdytylkoznalazłsięnaswojej
ulicy,zestawiłzrowerowejrykszyczterydrucianekoszepełnebiałychbutelekisa-
piączacząłjeroznosićpookolicznychkamienicach.Bramapobramie,piętropopię-
trze,zaczynajączawsze,czortwiedlaczego,odnumeru29.
Taksięskładało,żeakuratbyłtonaszakademik.Wzwiązkuzczymczuliśmy
sięniejakoprzezSmoluchawyróżnieni.Bynajmniejniebyłotobezznaczenia,żena
tejulicytowłaśniemymieliśmycodzieńpierwsitobiałeożywczeantidotum.
Bramaotejporzebyłajużotwarta,bowiemdozorcaKaraś,dręczonyzwykle
nieznośnympragnieniem,wstawałskoroświt,byprzyokazjiwyprowadzićnaspacer
trzymyśliwskiepsy.
Spuszczonezesmyczywyżłybuszowałyzawzięciepoklombachikrzakach,
dokładnieobwąchującterenwposzukiwaniuodpowiedniego,ichzdaniem,miejscado
użyźnieniagleby.
Wbudynkubyłojeszczecichoispokojnie.Żadenznasprzecieżtakwcześnie
niebudziłsięzesnu.No,chybażezasamącoKaraśalbojegopsypotrzebą.
Tuiówdzie,woknachsąsiednichdomów,zapalałysięlampy,zdradzając,że
ichwłaścicieletoranneptaszkihołdującezasadzie,żedługisenniekoniecznieprze-
dłużażycie.Byłtoteżniezbitydowódnato,żeotorozpoczynałsiękolejnyznojny
dzieńwprzęgającyludziwkieratcodziennychsprawiobowiązków.
NazegarzepobliskiegokościołaKsiężyMisjonarzywybiłagodzinaszósta
irozległosiędonośnebiciedzwonów.Zaśspozauchylonychokienkolejowegoszpita-
lazaczęłydolatywaćdouszumrożącekrewwżyłachwrzaski,jakbyciętychizszywa-
nychtam,nażywca,delikwentów.
Przekupkinaplacutargowymskrzętniezapełniałystraganywszelakimidarami
hojnejmatkinatury,przeganiającnatrętnegołębieijakiegośpijaczynęśpiącegopod
śmietnikiem.Zkażdąchwiląrobiłosięcorazbardziejrojnoigwarno.
Ulicąsznursamochodówsunąłwiwew,ustępującprzezorniepierwszeń-
stwapękatejpomarańczowejśmieciarce,któratłukłasięniemiłosiernie,rozsiewając
wokółcuchnącąwońzgniłychowocówiwarzyw.
Smoluchwyszedłzbramyzpustymibutelkamiipowkładałjedokoszy.Nim
wziąłsięzanastępne,kilkakrotnienerwowoprzestąpiłznoginanogę,poczympo-
śpiesznieprzekroczyłjezdnięnaskos,wmiejscujaknajbardziejniedozwolonym,by
nachwilęzniknąćzastojącąnaprzeciwdrewnianąbudką,którazagodzinę,zasprawą
CesizwanejGarbuską,miałastaćsiędlaklientówprawdziwymrogiemobfitości.
Załatwiającswąpilną,wiadomąpotrzebęnakrótkostraciłswójwehikułzoczu,
coniestetynieporazpierwszyokazałosiębrzemiennewskutkach.Bowiem,gdy
wrócił,zprzykrościąstwierdził,żewkoszachzpełnymibutelkamidajesięzauważyć
niechybniepewienubytek.
11