Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
twarze!
O,tebłękitymrożąceoddechzatchnieniemstrachu,o,tezielenie
zieleńszeodzdziwienia,o,tepreludiaiświergotykolorówdopiero
przeczutych,dopieropróbującychsięnazwać!
Dlaczegoroztrwoniłemjewówczaswbeztroscenadmiaru
zniepojętąlekkomyślnością?Pozwalałemsąsiadomprzerzucać
iplądrowaćtestosyrysunków.Zabieralicałeichpliki.Dojakich
domówniezawędrowały,najakichśmietnikachniewałęsałysię
wówczas!Adelawytapetowałanimikuchnię,żestałasięjasna
ikolorowa,jakgdybywnocyspadłśniegzaoknem.
Byłotorysowaniepełneokrucieństwa,zasadzekinapaści.Gdytak
siedziałemnapiętyjakłuk,nieruchomyiczatujący,awsłońcudookoła
mniepłonęłyjaskrawopapierywystarczyło,abyrysunek,
przygwożdżonymymołówkiem,uczyniłnajlżejszyruchdoucieczki.
Wówczasrękamoja,caławdrgawkachnowychodruchówiimpulsów,
rzucałasięnańzwściekłościąjakkotijużobca,zdziczała,drapieżna,
wbłyskawicznychukąszeniachzagryzaładziwoląga,którychciałsię
jejwymknąćspodołówka.Idopierowtedyodluźniałasięodpapieru,
gdymartwejużinieruchomezwłokirozkładały,jakwzielniku,swą
kolorowąifantastycznąanatomięnazeszycie.
Byłotomorderczepolowanie,walkanaśmierćiżycie.Któżmógł
odróżnićwniejatakującegoodatakowanego,wtymkłębku
parskającymwściekłością,wtymsplątaniupełnympiskuiprzerażenia!
Bywało,żerękamojadwaitrzyrazyrzucałasiędoskoku,ażeby
gdzieśnaczwartymlubpiątymarkuszudosięgnąćofiary.Nieraz
krzyczałazbóluiprzerażeniawkleszczachiszczypcachtych
dziwotworów,wijącychsiępodmymskalpelem.
Zgodzinynagodzinęcoraztłumniejnapływaływizje,tłoczyłysię,
tworzyłyzatory,pewnegodniawszystkiedrogiiścieżkizaroiłysię
ispłynęłypochodami,ikrajcałyrozgałęziłsięwędrówkami,rozbiegł
sięciągnącymidefiladaminieskończonymipielgrzymkamibestyj
izwierząt.
JakzadniNoegopłynęłytekolorowepochody,terzekisierści
igrzyw,tefalującegrzbietyiogony,tełby,potakującebezkońca
wtaktstąpania.
Mójpokójbyłgranicąirogatką.Tuzatrzymywałysię,tłoczyły,
beczącbłagalnie.Kręciłysię,dreptaływmiejscutrwożnieidziko
garbateirogatejestestwa,zaszytewewszystkiekostiumyizbroje