Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
JanuszBrzozowski:OranżeriarodzinyWilliamsów
|7
spojrzałnazegarek.Minęławłaśniegodzinajedenasta.
–Myślałam,żeotejporzegrzecznichłopcyśpiąjeszcze
ponocnychuciechach,aniewłócząsięposklepach.
SłysząctesłowaPiotrzwróciłuwagęnastojącegodo
niegotyłemmężczyznęiwpatrzonąwniegokobietęwdu-
żymsłomkowymkapeluszu.
–CozaspotkanieJenny,niewiedziałem,żejesteście
wPhuket.Gdziemaszswojegomęża?–Mężczyznarozej-
rzałsięposklepieszukająckogośwzrokiem.
–Przyleciałamwczorajsama,ostatnimsamolotem.Mu-
simypoważniepogadać,Mike.
–Cośsięstało?
–Tak,stałosię.DenisWilliamsnieżyje.Przyleciałam
specjalnie,ponieważsytuacjawymagazweryfikowania
wszystkichnaszychplanów.
–Gdziesięzatrzymałaś?
–Mieszkamwtymhotelu,gdziejadłeśgodzinętemu
śniadaniewtowarzystwiemłodej,bardzouroczejdziew-
czyny.
Mężczyzna,któryciąglestaltyłemdoPiotrapoprosił
ekspedientkęopapierosyibutelkęfrancuskiegoszampa-
na,jakistałnapółce.
–Myślę,mojadroga,żena„Zeussie”będzienamwy-
godniejrozmawiaćniżuciebiewhotelu.
–MikeNosalmazawszerację.Ijatakmyślę,żena
jachciebędzienamlepiej.–Unoszączalotnieoczy,odwza-
jemniłamusięuśmiechem.
PiotrsłyszącnazwiskoDenisWiliams,momentalnie
www.e-bookowo.pl