Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
boostatnie,nacomiałochotę,torozmawiaćoswoichuczuciach
zobcąkobietą,nawetjeślibyłamatkąjegoukochanej.–Wiepani,
dokądpojechała?–spytałznadzieją.ChciałodnaleźćMagdę
iwszystkojejwyjaśnić.
Lidiapatrzyłananiegozagadkowo.Miałwrażenie,żekobietanie
chcemuudzielićodpowiedzi,iwistocietakbyło,bokiedyotworzyła
usta,wylałasięznichgorzkaprawda:
–Niebędęowijaćwbawełnę.Mojacórkajestjakkot,zawsze
chadzaswoimiścieżkami.Ciężkonambyłonadniązapanować.Dzięki
Błażejowiodzyskałarównowagę,aleodkądsiępojawiłeś…–
Cmoknęłajakbyzniezadowoleniem.–Niepoznajęswojejcórkiiboję
się,żeprzytobiezejdziezeszlaku,jeśliwiesz,comamnamyśli.–
Uniosłabrew,wyczekującowpatrującsięwAntosa.
–Rozumiem,dlaczegopanitakmyśli,aletoniejesttak,
żeobydwojetegochcieliśmy.Tosiępoprostustało.Nigdyświadomie
nieskrzywdziłbymMagdy…–Zawiesiłgłos,niewiedząc,
comapowiedzieć.Upiłtrochęwrzątku,którypoparzyłmugardło.Ból
byłznajomy,zatosytuacja,wjakiejsięznalazł,anitrochę.
–Oczywiście,żenie.Wkońcuuratowałeśjejżycie–powiedziała
spokojnieLidiaJaskólska.–Izatobędęcidozgonniewdzięczna.Ale
niejestempewna,czychcę,byktośtakiznajdowałsięwpobliżumojej
córki.
–ABłażejjestwporządku?–Damianzacisnąłpodstołemrękę
wpięść.Takobietamówiłaonim,jakbybyłkimśgorszym,aonsam
wiedział,żeodkądprzybyłwBieszczady,bardzosięzmienił,ito
nalepsze.Zresztąuważał,żeniktniemaprawaoceniaćinnych
napodstawiepozorówizasłyszanychplotek.
–Niejestwporządku–prychnęłaLidia.–Nibywielkiprawnik,
alestrasznypółgłówek.Późnosięotymprzekonałam,jednaklepiej