Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
naczymstoimy.
–Azatemsłuchamy.–Arturzdjąłczapkęzgłowy
ipołożyłjąprzedsobą.
TosiaspojrzałanaElę,bochoćionabyłamocno
zaniepokojona,posłałajejciepłyuśmiech,dodający
odrobinęotuchy.Wzięłagłębokiwdechikontynuowała:
–Rodzicebudowalitomiejsceprzezwielelat.Byłodla
nichniezwykleważne.Zkilkupowodów.–Przełknęła
głośnoślinę.–Mielitudom,pracęirodzinę.Wjednym
miejscu.Osadabyładlanichcałymżyciem.
–Wiemyotym–burknąłArtur,aRóżatrąciła
gołokciem.
–Zmiłościdonichizszacunkudotegomiejscachcę
nadaljetworzyćirozwijać–powiedziałanadzwyczaj
spokojnymtonem.–Razemzwamioczywiście–dodała
zuśmiechem.
Magdakrótkoparsknęłaśmiechem.
Antosiaodwróciłasięwstronęsiostry,ataszybko
obrzuciłająwściekłymspojrzeniem.Gotowałasię,aby
cośpowiedzieć.Byłajaktykającabomba,aArtur
postanowiłjąodpalić:
–Magdateżtegochce?Czymaodmiennezdanie?
–Dziękuję,żepytasz,bomojasiostranawetnieraczyła
tegozemnąomówić.–Skarciłająspojrzeniemisplotła
ręcenaklatcepiersiowej.
TosiazerknęłanaMagdę,dosłownieprzezsekundę.
Przeraziłjąjejzabójczywzrok,więcszybkospuściłagłowę
iwbiłagowpodłogę.
–Oczywiście,żeniezwolnimywaszdnianadzień.
Natomiastuważam,żeOsadaniemaperspektyw.Nie
widzętuszansnarozwójaninato,abytomiejscemogło
przynosićzyski.Jużdawnomówiłamrodzicom,żepowinni