Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Nieteraz.
Uśmiechasięszelmowsko.
–Terazbędzieidealnie.
–Tomów!–Poddajęsię.
Chcęmiećtojaknajszybciejzasobą.Wtymmomenciewogóle
nieobchodzimnieto,comówiłam,corobiłam.Licząsiętylko
dreszczespływającepomojejklatcepiersiowej.
–Powiedziałaś,żeoddzisiajkoniecztajemnicami.Żeprzeznie
byłemokropnymnarzeczonymijeżelisięniezmienię,tobędę
okropnymmężem.
–Aha…–Czuję,żenamojątwarzwpływafalagorąca.
Natrzeźwowżyciubymmuczegośtakiegoniepowiedziała,chyba
nawettakbymniepomyślała.Pływającywżyłachalkoholpotrafi
skłonićczłowiekadociekawychrefleksji.Terazcośzaczynamiświtać.
Wchodziliśmyjużposchodach,araczejonwnosiłmnie,bozasnęłam
skulonanafotelu.Ibełkotałam.Otak,bełkotałamodpierwszego
marmurowegostopniaażdochwili,gdypołożyłmnienamiękkim
materacułóżka,przykryłpościeląiprzyciągnąłdoswojegotwardego
torsu,układającsiętużzamną,całkowicieobojętnynamoje
marudzenie.Przynajmniejtakmisięwydawało.Terazjednakwraca
dotegomarudzenia,bezlitośnieprzerywającpieszczoty,stawiająctamę
nawielkiejrzecepodniecenia.
–Najpierwzapytałaśorodzinnątajemnicę.Pozwolęsobie
zauważyć,żewtamtymmomenciemiałaśjednąstopębosą,
bozgubiłaśbutwjeziorze,dotegorozmazanytuszpodoczami
iczkawkę.KilkaminutwcześniejbowiemwpadłyściezKariną
nawspaniałypomysł,abyzamoczyćsobiestopywlodowatejwodzie.
–Próbujebyćpoważny,aleoczymusięśmieją.–Wostatniejchwili
wyciągnęliśmywaszWaldim.Ty,niestety,zgubiłaśbut.Istałaśtak
przedemną,dygoczączzimna,wjednymbucie,walcząc