Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ4
P
jużotymcałasłużba.Służącedyskutowałyprzyciszonymigłosami
ogłoskioatakurozeszłysiępomieścietakszybko,żeranomówiła
podczasodkurzaniasalonu.Nieodważałysięwyrażaćoofiarach
zestronnictwaBiałychKwiatówzchociażbycieniemwspółczucia,ale
pogłaśniałyradio,iletylkosiędało,jakbyzahipnotyzowanepłynącymi
zniegodoniesieniami.
Przezcałeranowszyscyczekalinanieuniknione,nawiadomości
orosnącejliczbieofiar,alenictakiegonienastąpiło.Członkowie
BiałychKwiatówobecniwkabareciePodsołnuchzginęlijakoby
zasprawązwykłegomordercy,aniepotworaroznoszącegozarazę.
Julietteprzeciągnęłaostrzempodnieodwróconejmiski.Ostrzyła
swojenoże,ponieważbyłytępejaknajedzonebestie;podomu
rozchodziłysięechemmetaliczneszczęknięcia.Nikomutoszczególnie
nieprzeszkadzało.Rosalindsiedziaławsalonieichuchałanaogryzek
ołówka,kartkującjednocześnieogromnysłownikfrancusko-angielski
leżącynastole.
–Nieprzeszkadzamci,prawda?–zawołaładoniejJuliette.
Jejkuzynkaspojrzałananiąprzelotnie.
–Tymhałaśliwymszorowaniemnożempomisce?Ależskąd,
Juliette,komumogłobytoprzeszkadzać?
Julietteudała,żekrzywisięgniewnie.Wtymmomencie
nakorytarzupojawiłasięktóraściotecznababkaizatrzymałasię
wprzejściupomiędzykuchniąisalonem.SpojrzałanaJuliette,
wchwiligdy,kiedytaznowuprzeciągnęłanożempomisce.Juliette
uśmiechnęłasiędoniejszybko,aleciotkatylkopopatrzyłananią
znieukrywanązgrozą,pospiesznieprzemierzyłasaloniuciekła.
–Zobacz,conarobiłaś–stwierdziłaRosalind,unoszącbrew.Kroki
ciotkiucichłynaschodach.–Twojenożesąjużażzaostre.
–Napewnonie.–Julietteodłożyłabroń.–Niemaczegośtakiego