Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Jakdługotamstałem?Jakwielebluźnierstwwyrzuciłem
zsiebie,nimzdołałemzrozumieć,żeonajużniewróci?
Zostawiłamnie.Wchwili,kiedybyłemjejnajbardziej
pewny.Kiedywszystkoszłotak,jakmiałoiść.Polabyła
znami,Marcinzgodziłsięzrzecprawdoniej,amatkę
Magdyzamkniętowpsychiatryku.Niktnamjużnie
zagrażał.Oddziśmiałzacząćsięnajpiękniejszyetap
naszegożycia.MiałemzaproponowaćpowrótdoTorunia
nastałe,bonicnamniegroziło.Nicaninikt.
Przepraszam,dobrzesiępanczuje?Domoichuszu
dotarłczyjśgłos,któryprzywróciłmniedorzeczywistości.
Dopieroterazsięzorientowałem,żesiedziałem
namokrymbetonie,zakrywająckilkadyszfontanny.Nie
czułemnic.Wodauderzającawmojepośladki
itaspływającapocielebyłaniczymwporównaniu
dotego,comnieprzedchwiląspotkało.
Mogęzadzwonićpopogotowie,jeślipanusłabo
odezwałsięponowiegłos.
Spojrzałemnatwarzstarszegomężczyzny.
Wzrokiemstarałemsięogarnąćzgromadzonydookoła
mnietłum.Niektórzyśmialisię,pewnieuznającmnie
zapijakalubchoregopsychicznie,inninagrywali
telefonami,atylkoonpodszedł.Chciałpomóc,niebyć
obojętnyjakiinni.
Nie,niedukałemwszystkodobrze.Znaczy
zemną,bożyciejestpopieprzone.
Przykromiwyznał,pewniewidzącscenę
oświadczynzakończonąfiaskiem.Nieważne,jakwiele
razyupadniemywżyciu.Ważne,jakwielerazyudanam
siępodnieść,apanjestsilny.
Wjegooczachdostrzegłemzrozumienie.Niewiedział,