Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Czarnystanąłwdrzwiachipochyliłsię,byzajrzećdownętrza
samochodu.
–Niezbliżajsię–wysyczałam,odbezpieczającmagazynek
imierzącwmotocyklistę.
–Oczywiście,żesięzbliżę–odpowiedziałtymswoim
nienaturalniezachrypniętymgłosem.–Zbliżęsiębardziejniż
ktokolwiekwcześniej,atyminatopozwolisz,botegopotrzebujesz…
–Świr!–pisnęłamiwiedzionapanikąnacisnęłamspust.
Hukwystrzałuprzeszyłpowietrze.Kuladrasnęłamężczyznę
wramię,rozrywającjegokombinezoniodsłaniającskórę.
Dostrzegłam,żechybamiałwtymmiejscujakąśbliznę–chyba
poparzenie?–późniejzalałajekrew.Napastniknicsobieztegonie
robił.Nagłymruchemwytrąciłmipistoletzręki,apotemmocnomnie
pociągnąłiwywlekłzsamochodu.Pchnąłmnienamaskęiprzycisnął
doniejciężaremswojegociała.Caładrżałamznerwów.Kimbył?
Chciałmnieskrzywdzić?Unieruchomiłmnie,ajaniebyłamwstanie
znimwalczyć.Wczarnejszybcenaprzyłbicyjegokaskuodbijałasię
mojatwarz.Twarz,którąmiałterazprzedoczamimójprzeciwnik.
Byłamrozczochrana,obrzucałamgowściekłymspojrzeniem,
apoliczkipłonęłyzemocji.
–Czegotychcesz,docholery?
–Ciebie–odparł,ajegodłońodzianawskórzanąrękawicę
przemknęłapomoimciele,bypodciągnąćmojąsukienkęispocząć
namoimudzie.Drugąboleśnieścisnąłmojenadgarstkitużnadgłową.
Boże…Czyonplanował…?Czyonchciałmniezgwałcić?
Szarpnęłamsięgwałtownie.Byłamsamnasamzobcym
mężczyznąnaśrodkudrogi,którąniejeździłnikt,ktoniemiałakurat
interesu.NiktzCastellodeiCorviczyludziMarcaniemiałpojęcia,
żebyłamwniebezpieczeństwie.Niktmnienieszukałiniktniechronił.
Byłamskazanawyłącznienaniego.Mójoddechmomentalnie