Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Jechałemprzedsiebie.Wcisnąłemgazdodechy,nie
zważającnaoblodzonyasfaltgórskiejdrogi.Śnieg
uderzałwielkimipłatamiwprostwszybę,wycieraczki
nienadążałyzodgarnianiemgozjejpowierzchni,ale
wniczymmitonieprzeszkadzało.Jechałem
dziewięćdziesiątkilometrównagodzinęznadzieją,
żewkońcuwypadnęzzakrętuimożeuderzęwdrzewo.
Izginę.
Jednakczasaminiemożnaliczyćnagłupilos,
onrobi,cochce,irani,kiedychce.
Zdalekadostrzegłembocznądrogę,która
oznaczonabyładużymkamieniemzestrzałką
namalowanąfluorescencyjnąfarbą.Wjechałemtam,
zauważając,żelaszgęstniał,awidocznośćbyłajeszcze
mniejsza.Całkowiteodludzie.Pustkowie.Takiesamo,
jaktowmoimsercu.Iświetnie.
Zatrzymałemsię,wyłączyłemsilnikizamknąłem
oczy.
Dlaczegojeszczetujestem?Przecieżwgrudniu
ubiegłegorokumojeżyciepraktyczniesięskończyło.
Wtedyteżbyłatakazima,ajabyłemcholernie
zapracowany.Jakodyrektordosprawcontrollingu
odranadonocytkwiłemwcyferkach,bowszystkim
zależało,abyzamknąćrokzdobrymwynikiem.
Dodomuwracałemokołodwudziestej,zamieniałem