Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–MamnaimięJózef.–Mężczyznapodałmipooraną
zmarszczkamirękę.
–Mariusz.–Wbrewwewnętrznemuoporowi
uścisnąłemmudłoń.
–Iodrazurobisięprzyjemniej.Zapraszam.
Właścicielenapewnoniebędąmiećnicprzeciwko
nowemugościowi.
–Niemamzamiaruzostawaćtutajdłużej
–powiedziałemcicho,aleposzedłemzatymdziwnym
człowiekiem.
–Jasne,jasne,każdygdzieśzmierza.Alemożesz
poczekaćzemnądoświtu.Nieprzyjemnietak
wędrowaćnocą.
Zbliżyliśmysiędokanciastejbryłybudynku.
Zzewnątrzniewyglądałzachęcająco,typowy
komunistycznykubik.Terazprezentowałsiętrochę
lepiej,oświetlonykolorowymiłańcuchamiświatełek.
Przeztenradosny,świątecznyobrazekpoczułemsię
jeszczegorzej.Oilewogólebyłotomożliwe.Weszliśmy
dośrodka,nadolewmałymsaloniewesołopłonął
kominek.Poczułemogromnezmęczenie.
–Rozbierzsię,możeszsięogrzać.–Józefwskazał
migłębokifotelumiejscowionytużprzykominku.–Idę
przygotowaćnasztrunek.–Uśmiechnąłsięimrugnął
domniezawadiacko.
Zdjąłemkurtkęiusiadłembliskoognia.Byłemtak
cholerniezmęczony.Nienocnąwędrówką–całym
rokiem.Całympieprzonymrokiem.Oparłemsię
owysokizagłówekizamknąłemoczy.Iznowuznalazłem