Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
tatęzarękęiuśmiechałsięlodowato.Jakbyokazywał
miswojąwyższość.
Jamamtatę,atynie
zdawałysię
mówićjegozamknięte,bezwstydneusta.
Odezwałsiędzwoneknaddrzwiamisklepowymi.
Szybkoodwróciłemgłowęizobaczyłemtatę.Nie
wiedziałem,ilewypił,bomojawiedzanatentematbyła
ograniczona,alealkoholemzionąłprzynajmniejnametr.
Tato,proszęcię,chodźmyjużnamecz.Wszyscy
tamsą,tylkonasniemamówiłemdoniegobłagalnym
wręczgłosem,któryodbijałsiępustymechemodjego
zamroczonegotruciznąmózgu.
Tataupadłdwarazyjeszczeprzedstadionem.Nie
mówiłnic,niebyłwstanie.Czasemchciałcoś
powiedzieć,alezjegoustwydobywałsiętylkonic
nieznaczącybełkot.
Szedłodkrawężnikadokrawężnika.Ipoulicy,gdy
straciłbalans.
Dotarliśmywreszciedodziurywpłocie,którabyła
skrótemdolewejtrybuny.Chciałemiśćnagłówną,ale
otejporzeniemiałotojużżadnegosensu.Wszystkie
miejscabyłyzajęte,jakzawszepodczasmeczuznimi.
Zostaliśmywięctutaj,natrawiastympagórku,gdzie
rozsiadłosięjużkilkumiejscowychpijaczków.
Potwarzachpoznałem,żezaczęliwcześnierano.Zresztą
tobyłanorma,dlaczegowięcciąglesiędziwiłem?
Tatausiadłzkumplamiodkieliszka,choćbardziej
wypadałobypowiedziećodbutelki,bozkieliszkanikt
tuniepił.Wtejkwestiikulturyniebyło.
Patrzyłemnameczzzaciekawieniem.Zawsze