Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
asłońcebyłotegodnianieczułenaludzkąkrzywdę.
Szedłemkilkakrokówprzedtatą.Nikogozanami,
nikogoprzed.Wszyscywidzieli,cosiętuwłaśniedzieje.
Wtymnieszczęsnymmomencie,wdniu,którymiałbyć
piękny,astałsiętragiczny.
Gdzieśnawysokościkomendymilicjitatausiadł
nakrawężnikuiwypiłduszkiemto,cozostało
wpiersiówce.Niemógłsiępodnieść.Próbowałem,nie
dałemrady.Poprosiłemopomockilkaprzechodzących
podrugiejstronieulicyosób,aleniktnawetnamnienie
zerknął.
Czułemsięjakostatniaszmata.Choćmiałemdopiero
dziesięćlat,byłemnatylemądrymdzieckiem,
bywiedzieć,cotowstyd.Zażenowanie.
Przestałemliczyćupadkitaty.Zabrakłomiodwagi,
bypatrzećludziomprostowoczy,gdyonleżał
nachodnikuimajaczył.ProsiłemBoga,żebytowszystko
jużsięskończyło.Żebytenkoszmarbyłtylkozamazanym
obrazemwmojejgłowie.
Niestetynictakiegosięniestało.Gdyotworzyłem
oczy,tatapróbowałnieudolniewstać.Upadałiznowu
próbował.Wkońcuwstałiszedłwmiaręrówno.Gdy
podchodziliśmypodblok,zdałemsobiesprawę,
żenajgorszedopieroprzedemną.
Centralnympunktemmojegopodwórkabyłaławka.
Naniejzazwyczajspotykaliśmysięzkolegami,alenigdy
niewidziałemtutyluludzinaraz.Siedziałomożezpięć
osób,kilkanaściepozostałychstałodokołaniej.
Szedłemprzodem,tatakilkametrówzamną.Jużsię