Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Było,tylkozapomniałeś.
–Niechpanprzypomni.
–Rekinjebliskociebie.Corobisz?Bijeszsięznimczy
spieprzasz?
–Sramnaniego!–Niedawnopomalowanaławka
pełnatroglodytóweksplodowała.Żartwysokichlotówtak
ichrozbawił,żeniektórzypospadalinapiasek.
–Niedamrady…Padamnaryj…–powiedział
patykowatyokularnik,którywprzyszłościpracę
wpiekarnibędziełączyćzdilowaniemdragami.
Gdyonipokładalisięześmiechu,zrozumiałem,
żetatanicjużnieugra.Anigonieposłuchają,ani
kolejnegopiwaniedadzą.Ruszyłwkierunkuklatki.
Wężykiem,aitaknadwudziestumetrachpotknąłsiędwa
razy.
–Tato,nareszcie–powiedziałemdoniego
znieskrywanąradością,aleonprzeszedłobokmnie
obojętnie.
Wślimaczymtempieukładałswebrudnestopy
nabetonowychschodach.Zapomniałolaczkach,koszulki
jużdawnoniemiał.Wspinałsięnatrzeciepiętro
praktycznienagi.Wśmierdzącychmoczemspodenkach.
Cokilkastopnirobiłpauzę,bynabraćpowietrza.Potlał
sięzniegostrumieniami.Wejścienadrugiepiętrozajęło
muprawiedziesięćminut.
Niewiedziałem,corobić.Nigdyniebyłemwtakiej
sytuacji.Zamiastgraćwpiłkę,kraśćjabłkaczyrowerem
bujaćsiępomieście,stałempóźnymsobotnim
wieczoremnaklatcezczłowiekiem,który,miałemtakie