Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Cicho,nicniesłyszę–matkasyknęłaprzezzęby
ispojrzałananiąznaganą.–Wieszprzecież,żeotej
porze...
–Dobrzejuż,dobrze,zostawiamciwszystkowkuchni
iuciekam,pa!
Naekraniepojawiłysiękońcowenapisy,rozległasię
charakterystycznamuzykaimatkawyłączyłatelewizor.
–Noico?Umawiaszsięnarandkizkimściekawym?
Poznałaśkogoś?Wiesz,żezegarbiologicznytyka...
–Mamo,przestań!–Ankakrzyknęłazrozpaczągłosie.
–Czymusiszbyćtaka?
–Jaka?Takatroskliwa?Takaprzejmującasiętwoją
przyszłością,takaopiekuńcza?!
Ankastanęłajakwrytaispojrzałanamatkę,jakby
widziałająporazpierwszywżyciu.Słońcewpadałoprzez
oszronioneszyby,oświetlającjejposiwiałągłowęzłotą
aureolą.Wyglądałajakświęta,choćdalekojejbyło
doświętości.
–Dajmyjużspokój,dobrze?Terazsięspieszę,jestem
umówionazkoleżanką,niemamczasusięztobąkłócić,
dyskutować,tłumaczyć...Dowidzenia,mamo!–rzuciła
Ankaiwybiegładoprzedpokoju,abyzłapaćokrycie
iuciecjaknajdalejstąd.Niesłuchaławołania,
bocokolwiekbyusłyszała,niemiałodlaniejteraz
znaczenia.
Coimwszystkimodbiłoztymswataniem,
wypominaniem,czepianiemsięjejprywatnegożycia?Ola
teżnieodpuszczała.Popierwszejnieudanejinternetowej
randce,kiedyAnkazostałaskuteczniezniechęcona
dojakichkolwiekkontaktów,niemiałazamiarupróbować.
Przynajmniejniewtennajgorszyzmożliwychsposobów.
Wróciładodomu,rezygnujączwyprawydocentrum