Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Coterazznamibędzie?Cotobędzie...?–
wyszeptałanapowitanieiwpuściłaMariannędośrodka.
Corazmocniejszyswądmlekasprawił,żepobiegła
dokuchni,postawiwszydziewczynkęnapodłodze.
Potemrazemzjadłyśniadanie.Kawałekchleba
ijajecznica,dotegokawazbożowa,alebezmleka,które
całkiemsięprzypaliło.
–Mężaniema,wdelegacjiwRzeszowie.Podobnonic
niedziała,telefonygłuche,cojazrobię,cojazrobię...–
biadoliła.
Mariannaniewiedziała,copowiedzieć.Skubałakromkę
izagryzałajajecznicą.
–Niechpanipowie,jaktobyłowtamtąwojnę–
zagadnęłająnaglegospodyni,jakbychciałausłyszeć
mimowszystkosłowapociechy.
–Tochybatrochęinnawojna,niktnanasprzecież
teraznienapadł,aleoczywiście,mogęopowiedzieć.–
IMariannarozpoczęłaopowieśćnajpierwoczasach
wMystkówcuStarym,potemwSuwinie,apotem
oprzeprawienaPrusy,ażdotarładoczasówwdomu
GalinyiMartinaGramsów.[1]
–Tożtoopowieśćnaksiążkę!No,alewojnytopani
prawienieprzeżyła–skonstatowałagospodyniizebrała
talerze.PotemubrałyJoasięiposzłynawieś,dosołtysa,
dowiedziećsięczegoświęcej.
–Wtakiejchwiliczłowiekniepowinienbyćsam–
przyznałaMarianna,pakującdziewczynkęnaprzykryte
kocemsanki.
Usołtysazgromadziłasięjużcaławieś.
PodenerwowanimieszkańcyZełwągsiedzieliwkuchni
naczymsiętylkodało:nakrzesłachiławachnakrytych
kapami.Dziecisołtysazamknęłysięwstołowym.Poszły
oglądać
Teleranek
.Alezachwilęsynwrócił