Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Coterazznamibędzie?Cotobędzie...?
wyszeptałanapowitanieiwpuściłaMariannędośrodka.
Corazmocniejszyswądmlekasprawił,żepobiegła
dokuchni,po​sta​wiw​szydziew​czynkęnapod​ło​dze.
Potemrazemzjadłyśniadanie.Kawałekchleba
ijajecznica,dotegokawazbożowa,alebezmleka,które
cał​kiemsięprzy​pa​liło.
Mężaniema,wdelegacjiwRzeszowie.Podobnonic
niedziała,telefonygłuche,cojazrobię,cojazrobię...
bia​do​liła.
Mariannaniewiedziała,copowiedzieć.Skubałakromkę
iza​gry​załaja​jecz​nicą.
Niechpanipowie,jaktobyłowtamtąwojnę
zagadnęłanaglegospodyni,jakbychciałausłyszeć
mimowszystkosłowapo​cie​chy.
Tochybatrochęinnawojna,niktnanasprzecież
teraznienapadł,aleoczywiście,mogęopowiedzieć.
IMariannarozpoczęłaopowieśćnajpierwoczasach
wMystkówcuStarym,potemwSuwinie,apotem
oprzeprawienaPrusy,dotarładoczasówwdomu
Ga​linyiMar​tinaGram​sów.[1]
Tożtoopowieśćnaksiążkę!No,alewojnytopani
prawienieprzeżyłaskonstatowałagospodyniizebrała
talerze.PotemubrałyJoasięiposzłynawieś,dosołtysa,
do​wie​dziećsięcze​goświę​cej.
Wtakiejchwiliczłowiekniepowinienbyćsam
przyznałaMarianna,pakującdziewczynkęnaprzykryte
ko​cemsanki.
Usołtysazgromadziłasięjużcaławieś.
PodenerwowanimieszkańcyZełwągsiedzieliwkuchni
naczymsiętylkodało:nakrzesłachiławachnakrytych
kapami.Dziecisołtysazamknęłysięwstołowym.Poszły
oglądać
Te​le​ra​nek
.Alezachwilęsynwrócił