Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział3
WSądzieOkręgowymodponiedziałkupanowałoniebywałe
podniecenie.
Zaczęłosięodtego,żeprokuratorMartynowiczstanąłwdrzwiach
kancelariiizwracającsiędoaplikantaModronia,powiedziałswoim
burkliwymadobitnymgłosem:
Każepannadrzwiachgabinetupopodprokuratorze
Korczyńskimprzybićnapis:-PodprokuratorAlicjaHorn.
-Zrozumiano?
Takjest,panieprokuratorze.
Drzwizamknęłysięzlekkimtrzaskiem.Wkancelariiumilkły
wszystkiemaszyny,zaległazupełnacisza.
Żejak?-zapytałapannaSerkowskaoddziennikapodawczego.
AplikantModrońzrobiłgłupiąminę.
Jaksięnazywatennowy?-zaszczebiotałapannaLatosikówna
spodokna.
Modrońzirytowałsięwidzącwszystkieoczywlepionewsiebie.
Cosiępaństwonamniepatrzycie,jaknararoga?!Tylesamo
wiem,coiwy.Słyszeliście:podprokuratorAlicjaHorn.
Jakże,podprokuratorAlicjaHorn-oburzyłsięstarypanRolko.
-Nibykobieta?
Nie,bażant-wykrzywiłasiędońpannaSerkowska.
NiemalwszyscywstalizmiejsciotoczylibiurkoModronia.
JeżeliAlicja,tojuścićkobieta.
Aledarujcie!Ktokiedywidziałkobietęprokuratora?
Jakpanpowiada?
AlicjaHorn.
Tak,tak-pokiwałgłowąpanRolko.-Rozpustaityle.Niezłe
czasy,co?
Tfy-potwierdziłwymowniełysyjakkolanopanGarbarczyk.
-Niesłychane!
Niestójcienademnąjakkatnaddobrąduszą-płaczliwym