Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Aleconajważniejsze,oniwswoimświeciesiedzą.Niewpychająsię
tam,gdzieichniechcą.Robiąswojeinteresy,niewiadomodokońca
jakie,jednakpilnująsię,żebyKazikowizabardzonaodcisknie
nadepnąć.
Nojasne.
Patrzyłemnabudyneksalizabaw.Widziałemwchodzących
dośrodkanastolatkówirodzicówzdziećmi.Nicpodejrzanego
kolejnaatrakcjadlacałychrodzin,czyliidealnaprzykrywkadla
przestępczegosyndykatu.CotakiegozrobiłimProsty,żetak
goszukają?
Jedziemygdzieśjeszcze?zapytałwreszcietaksówkarz.
Niechmniepanzawieziegdzieś,gdzienapijęsiędobrejkawy.
TojabympolecałBristolkęna1Maja.Majątampyszneciastka.
Ciastekakuratnielubięmruknąłem.Jedziemy.
Kierowcaruszył.Kiedyminęliśmysalęzabaw,podrugiejstronie
zauważyłemzaparkowanysamochód.Znajdującasięwśrodkukobieta
miałaidealnywidoknawejściedoprzybytku.Tylkomimignęła:
kasztanowewłosy,okularyprzeciwsłoneczne,szarygolf.Masowałasię
pokarku.Cośwjejpostawie,jakbyzmęczenie,sugerowało,
żespędziławtymauciejużsporogodzin.Pewniegdybymzajrzał
dośrodka,znalazłbympustekubkipokawieipapierkipozjedzonych
batonach.
Cotobyłzasamochód?Ten,któryminęliśmy?zapytałem.
Kierowcaspojrzałwlusterkowsteczne.
Opelastra.Czarny,jakbypanznowuniezwróciłuwaginakolor.
Podziękowałem.Czarnyopelastra,awśrodkukobieta,która
zjakiegośpowoduobserwowałatomiejsce.Żałowałem,żenieudało
misięlepiejjejprzyjrzeć.Miałemprzeczucie,żejeszczesięspotkamy.