Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
przecieżjużnieobecny,alewtedywszechogarniającyzapachkrwi.
Amimotokażdajejcząstka,każdakomórkajejciałapragnęła
tuwrócićijeszczerazzobaczyćjedynądobrąrzecz,jakątuspotkała,
tomiejsceiteosoby,któreuratowałyizniszczyłyzarazem.
Poprzezzeschnięteliście,wiszącebezwładnienaopadającej
gałązcewierzby,widziaładrewnianypłotpochylonydelikatnie
kukrzipopie[1].Obokniegorosłokilkapłomiennychaksamitek,jeden
fioletowyasteridwieczerwonechryzantemy.Jakpiyrwyj.Gdy
przykucnęła,byodciążyćniecozmęczonenogi,maleńkadziecięca
dłoń,którawcześniejzpełnymzaufaniemwczepiałasięwjej
zniszczonąrękę,objęłakwiat,miażdżącgowtwardymuścisku.
Kobietanieomalsięuśmiechnęła.Szybkojednakzebrałasięwsobie
i,wciążkucając,przesunęłasięniecobylepiejwidzieć,iczekała.
Dzieckooparłogłowęnajejramieniu.Ciepłyoddechogrzewałjej
szyję.Byłrównomierny,spokojnyipowolny.Dzieckozasnęło.
Napodwórkustałmężczyzna.Niewidziałajegotwarzy,był
odwróconytyłemdoniej.Głowęzakrywałaprzetartaczapka,lewy
rękawkoszulizwisałbezwładnieiwłożonybyłwkieszeńbrudnych
spodni.Drzwidomuotwarłysięinaschodachstanęłakobieta
zdzieckiemnaramieniu.Zawołałacoś,aleonaniepotrafiłajej
zrozumieć.Pochwilitrzasnęładrzwiamiinastałaznówcisza,którą
przerywałjedyniełagodnyszumdrzewaicichyoddechdziecka,które
trzymałanarękach.
Musiałapodejśćniecobliżej.Mężczyznawciążstałodwrócony
doniejtyłem.Pochwilijednak,którawydawałasięjejbyćcałą
wiecznością,poruszyłręką,którąmiał.Podniósłdogóry,złapał
zadaszekswojejczapki,przesunąłnatyłgłowyiwierzchemdłoni
przejechałposłomianychwłosach.Spojrzałnaszarzejąceniebo
iodwróciłsię.
Powiewwiatruporuszyłgałązkąwierzby,takżemogłateraz
dobrzewidzieć.Tymsamymjednakionaniemogłasięjużskrywać.