Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Podmuchywiatruprzybierałynasile,szarpiąckorony
drzewiwlokączasobąciemne,deszczowechmury.Była
dopieroósmarano,leczpanującaaurazapowiadała
ponurydzień,któremunawetnachwilęnieudasię
wyrwaćzzimnychobjęćstyczniowejnocy.
Siedzącanatarasiewwiklinowymfotelukobieta
zdawałasięniedostrzegać,żewiatrwywiałresztki
niedopałków,którymiodkilkugodzinsystematycznie
zapełniałapopielniczkę.Porwałteżopakowanie,wktórym
ostatnipapierosczekał,jegonikotynowydymzostanie
wciągniętywpłuca,trującnimnietylkopalącą,aletakże
złemyśli,jakieprzygnałytuchwilępopółnocy.Choć
temperaturanadranemspadłaponiżejzera,kobieta
nadalsiedziałasamotnienawerandzie,otulonaciepłą
kurtkąinarzuconymnaramionakocem.Nieprzeszkadzał
jejdeszcz,któregokrople,naraziedrobneiniezbytgęste,
wiatrzanosiłtutaj.Podobniejaknieprzeszkadzałojej