Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
to,żepodmuchskradłjejwłaśniepapierosa,anito,
żeziąbprzenikałłatwoprzezkocorazkurtkę.
Przestałojejtowszystkoprzeszkadzaćkołotrzeciejnad
ranem.Dwiegodzinywcześniejwiatrprzygnałkłębowisko
ciemnychchmur,wlokączasobąohydnąwilgoć,pod
wpływemktórejpowoli,podstępniezaczęłaopuszczać
kobietęjakakolwieknadzieja.Teraz,zporwanymiprzez
wiatrniedopałkami,uleciałyjejostatnieokruchy.
Właściwiemogłabyjepożegnaćiwrócićdopokoju,
przeklinającroztarganeprzezwichuręjasnewłosy…
Ajednakcośjątrzymałonamiejscu,kazałokulićsiępod
kocemiwpatrywaćpełnymnapięciaspojrzeniem
wciemność,gdziebyćmożemigotałyjeszczeiskierki
jakiejśszansy.
Okołotrzeciejwiedziała,żeniedostrzeżeżadnej.
Otrzeciejpiętnaściepatrzyłazobojętniałymwzrokiem
naszarpanewichurąkoronydrzew.
Opiątejobojętnośćzmieniłasięwtępą,szklistąpustkę,
niezdolnązarejestrowaćnawetfaktu,żefanaberyjnywiatr
rzuciłkobieciepodnogitęsamąpaczkęzostatnim
papierosem,którąporwałzestolikakilkagodzin
wcześniej.
–O.Wyjazdintegracyjny.Nicwcześniejniemówiłeś.
Zamarłampochylonanadtorbązzakupami,zktórej
wysypywałysięopakowaniazkarmądlagryzoni.
Doprawdy,jakbyszczurmojegobratazamierzał
uczestniczyćwwyprawiedookołaświatanajbardziej
odludnymiszlakami.Cojagadam,przecieżtak
przedsiębiorczygryzońnawetkompletniebezludnym