Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Iznów,rezygnujączautobusikuhotelowego,który
odwoziłgrupyzadowolonychwakacjuszównalotnisko,
poszukaliśmyinnegośrodkalokomocji.Miałobyć
itaniej,iciekawiej.
Naszwybórpadłnajednązzaparkowanychprzed
bramątaksówek.Ja,upewniwszysię,żetoyotajest
klimatyzowana,ulokowałamsięnaprzednimsiedzeniu.
Nikaraguańskitonieprzejęzyczeniekierowca
zapakowałnaszewalizkidobagażnikairuszyliśmy
wdrogę.Tymrazemszosabyłaznacznielepsza.
Poprzejechaniukilkudziesięciukilometrównasza
taksówkautknęłanaszosie.Bezradnykierowca
zaglądałpodmaskę,spodktórejwydobywałasię
chmurapary.
Dalejniepojedziemy,topewne,przemknęłomiprzez
głowę.Wpanikęjeszczeniewpadliśmy,doodlotu
samolotumieliśmydużoczasu.Jacek,zawsze
przewidujący,wybierałsięwkażdąpodróżzdużym
zapasemczasu.Taprzezornośćuratowałajużkilkarazy
naszegłowy.UtknęliśmywmiejscowościSanRamón.
Zakłopotanykierowcazacząłwydzwaniaćporatunek;
telefonykomórkowemieliimajątutajprawiewszyscy.
Mywysiedliśmyzsamochodu.Otaczającynasświat,
pomimoprzejechaniatylkoniewielkiegokawałkadrogi,
byłzupełnieinny.Zprzyjemnościąwciągaliśmywpłuca
krystaliczne,chłodnawe,pachnącekwiatamipowietrze.
Jackanatychmiastogarnąłzachwyt.Mniejeszczenie.
Przeciwnie.Niedobrze,pomyślałamponuro,patrząc
natwarzmojegomęża.
Itak,odzachwytuJackastojącegonapoboczuszosy
wmiejscowościSanRamón,zaczęłasięnasza
Kostaryka.