Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–sprowadziłazklasztorusiostręmęża,GinędelDongo,pensjonarkę,
którazostałapóźniejowąurocząhrabinąPietranera.Niktniedorównał
jejwdziękiemiweselemwpomyślności,jakniktnieprzewyższałjej
hartemipogodąwzłejdoli.
Ginamogłamiećwówczastrzynaścielat,alewyglądała
naosiemnaście.Żywaiszczera,jakjąznasz,taksiębała,abynie
parsknąćśmiechemnawidokmegostroju,żeniemiałaodwagijeść.
Margrabina,przeciwnie,zasypywałamniewymuszonymi
uprzejmościami;widziaładoskonalewmoichoczachzniecierpliwienie.
Słowem,grałemgłupiąrolę,łykałemwstyd,rzeczpodobno
niemożliwadlaFrancuza.Wreszciemyślzesłanazniebarozświeciła
mójmózg:zacząłemopowiadaćpaniomonaszejnędzywszystko,
cośmywycierpielioddwóchlatwpogórzugenueńskim,gdzienas
trzymalistarzy,głupigenerałowie.Mówiłem,jaknamdawano
asygnatyniemająceobieguitrzyuncjechlebadziennie.Nieupłynęły
dwieminuty,jakdobramargrabinamiałałzywoczach,aGina
spoważniała.
–Jakto,panieporuczniku–mówiła–trzyuncjechleba?
–Tak,pani,aledostawazawodziłatrzyrazynatydzień,żezaś
wieśniacy,uktórychstaliśmykwaterą,bylijeszczebiedniejsiodnas,
dawaliśmyimnieconaszegochleba.
Poobiedzieprzeprowadziłemmargrabinędodrzwisalonu;
następniezaś,wróciwszyszybko,dałemlokajowiusługującemu
miprzystoleowąjedynąsztukęsrebra,naktórejbudowałemtyle
zamkównalodzie.
–Wtydzieńpóźniej–ciągnąłRobert–skorojużsięupewniono,
żeFrancuziniegilotynująnikogo,margrabiadelDongowrócił
zeswegozamkuGriantanadjezioremComo,dokądsięmężnie
schroniłzazbliżeniemarmii,zostawiająclosomwojnymłodąipiękną
żonęwrazzsiostrą.Nienawiść,jakątenmagnatczułdonas,była
równajegostrachowi,toznaczyniezmierzona;ucieszniebyłowidzieć