Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Wchodzącposchodkachnawerandę,Caradostrzegła
kolejneoznakiświadcząceotym,żedompowolichyli
siękuupadkowi.Czasniebyłdlaniegołaskawy,
azbliskawyglądałotojeszczegorzej.Weranda
zapadałasię,krzewyrozrosłysięjakwdżungli,
wjednymokniebrakowałookiennicy,afarba
naścianachłuszczyłasięiodpadałapłatami.
–Przydałbysiętumałyremont–zauważyła.
–Biedny,starydomPrzezcałyczaswystawiony
naporywywiatruidziałaniewilgoci.
–Tozadużonaciebiejedną.CzyPalmertrochę
cipomaga?
–Palmer?Nocóż,starasię,alemadosyćswoich
spraw.Dom,firma,rodzina.–Oliviazawahałasię,jakby
chciaładodaćcośjeszcze,alewostatniejchwili
zrezygnowała.–Mawłasnekłopoty.Jajakośsobietutaj
radzę.Och,spójrznatepierwiosnki–wskazała
nanajbliższąkępkę.–Piękniekwitnąwtymroku,
prawda?Czujesztencytrynowyzapach?
Caraniebyłapewna,czymatkarozmyślniezmienia
tematrozmowy,alewalizkacorazbardziejciążyłajej
wręku,toteżupajaniesięzapachempierwiosnkówbyło
ostatniąrzeczą,najakąmiaławtejchwiliochotę.
–Jestemwykończona–przyznała.–Muszępołożyć
gdzieśbagażeinapićsięczegośzimnego,najchętniej
zodrobinąalkoholu.
–Cobyśpowiedziałanadżinztonikiem?
SzerokiipromiennyuśmiechCarywystarczyłzacałą
odpowiedź.
Weszłynawerandępełnąstarychwiklinowychmebli
izardzewiałychnarzędziogrodniczych.Lovie