Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
miećpoważnekłopoty.NadBlankiempastwiłasiębanda
plebszczurówodPoczernianychKorwinówCzerwonych,
aparuAzjatyckichMiksówjużsięzajęłojegobutami.
TłumzacieśniłsięwokółBlanca,któryztrudem
próbowałsiępodnieść.Gdziesiępodzialijegoobaj
ochro​nia​rze?Aniśladuponich.
TobyogarnęładziwnawesołośćikopnęłaBlanca
wgłowę.Zrobiłatobeznamysłu:naglenieświadomie
wyszczerzyłazębyjakpiesipoczuła,żejejstopa
wchodziwkontaktzjegoczaszką,którabyłajakkamień
owiniętywręcznik.Odrazupojęła,żezrobiłabłąd.Jak
mo​głapo​stą​pićtakgłu​pio?
Mojadroga,chodźznamirzekłAdamPierwszy,
ujmujączałokieć.Takbędzienajlepiej.Takczy
owak,stra​ci​łaśpracę.
WróciłodwóchzbirówBlanca.Zaczęliwalczyć
zplebszczurami.Blanco,choćpółprzytomny,oczymiał
otwarteiutkwiłjewToby.Tenkopniakgozabolał.
Cogorsza,Tobypubliczniegoupokorzyła.Przeznią
straciłtwarz.Jeszczechwilaisiępozbiera,awtedy
ze​trzenapro​szek.
Tysuko!wy​war​czał.Urżnęcicycki!
NiespodzianieTobyzostałaotoczonaprzezgromadę
dzieci.Dwojechwyciłozaręce,pozostałeustawiłysię
ni​czymgwar​diaho​no​rowa,jednezprzodu,inneztyłu.
Prędzej!Prędzej!popędzały,ciągnącipopychając
Tobywdółulicy.
Ztyłuroz​ległsięryk:
Wra​cajtu,suko!
Prędko,tędywołałnajwyższychłopiec.Gnali
ulicamiLagunyŚcieków,aAdamPierwszyzamykałtyły.
Wyglądałotojakjakaśparada,ludziegapilisięnanich.
SpanikowanąTobyogarnęłopoczucienierzeczywistości