Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
cisięstało!Jeślichceszmiećmniewswoimsztabie,
podporządkujeszsięustaleniomochrony–zagroził
muzgrobowąminąDung.
–Ustaleniaochronydotycząwystąpieńpublicznych…
–próbowałsięjeszczebronićJin.
–Ustaleniaochronydotycząogólniepojętego
bezpieczeństwa–przerwałmuGi.–Przeztedwa
tygodnienapewnoczegośsiędowiemyibędzie
bezpieczniej.
–Dwatygodnie?!–wysyczałwściekleJin,awmyślach
powtarzałtylko:Dałemsłowo,dałemsłowo!–Dobrze,ale
jawybieram,dokądjadę.
–Nie.WłaśniestałeśsięsensacjądniawcałejKorei,
wkrajuniemamiejsca,gdzieniebyłbyśrozpoznany.
–Gisięuśmiechnął,pierwszyraztegopopołudnia,idodał
tajemniczo:–Wyślęciętam,gdzienapewnoniktcięnie
zna.
–Gdzie?–zapytałJin,niemającpojęcia,coplanuje
kolega.
–Słowosięrzekło–powiedziałjużcałkiempoważnie
Giidodał:–Jesteśmitowinien.
Mężczyźnimierzylisięwzrokiemjeszczeprzezchwilę,
jednakJinniemiałwyjścia.Niechciałnarażaćosób
postronnychnaniebezpieczeństwoitoprzypieczętowało
jegodecyzję.
–Dobrze–odpowiedziałpodłuższejchwiliiusiadł
zrezygnowany–aledwatygodnieianidniadłużej.