Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
choregochciałzabraćteżjegoprzedmiotyosobiste,
oskarżanogo,żełupibiedaków,którzyitakwszystkiego
majązamałoitylkoczłonkówrodzinypoddostatkiem.
Tychoddawanomuzpocałowaniemręki.
–Ubraniaibiżuterięprzechowujemyioddajemy
chorym,gdywracajądodomu.–Ztrudemzachowywał
umiarkowanyton.–Powyzdrowieniu.
–Młodyczłowieku,niespodziewamsięanijejpowrotu,
aniwyzdrowienia.–Głoschłopastwardniał.
Spojrzeniaobumężczyznzetknęłysięiodbiłyodsiebie.
Jorimonitowałsiędozachowaniaspokoju.Niebyło
powodudowrogości.Jedenznichchciałsiępozbyćcórki,
drugichciałjązabrać,ichinteresyznakomiciesię
uzupełniały.
–Azatemzagodzinę.Proszędaćjejprzedtemcoś
dojedzenia,żebyprzetrwaładrogę.
Jorirzuciłostatniespojrzenienaludzkiezawiniątko
napodłodze.Miałoporyzostawićjątak,alewtejchwili
niemógłzrobićnicwięcej.Zamknąłzasobąobluzowane
drzwiczki.Tegodniamiałodebraćjeszczejednąosobę,
osobę,któraprzysporzymuwięcejradościniżMarguerite
Desens.
Niebyłotak,żeJoriemuprzeszkadzałgatunekludzki
jakotaki.WSalpêtrièrenieustanniemiałdoczynienia
zludźmi,salechorychbyłynimiprzepełnione.Amimo
towszystkomiałotamswójporządek.Każdymiałswoje
miejsce,wiedział,gdziekogoznaleźć,ktoleżywktórym
łóżku.Wprzeciwieństwiedotegowśródmieściudzień
inocpanowałybrakdyscyplinyinieposkromionychaos.
Wyminąłpowozyzaładowanewalizamiiludźmi,niczym
cyrkowakarawanasunącechwiejniejedenzadrugim
przezciżbę,apotemprzywarłdożelaznejbramy
prowadzącejdogłównegowejściaGaredel’Est.
Przyciskającplecydoprętów,popatrzyłwniebo.
Popołudniowesłońcewisiałonadmiastemjak
siarkowożółtykamieńżółciowy,nawpółprzesłoniętyparą