Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ1
C
niepokoju.KiedyEliminacjebyłyjeszczeczymśodległym
hodziłemwkółko,próbującpozbyćsięogarniającegomnie
rysującąsięwprzyszłościszansąwydawałysięekscytujące.
Ateraz?Cóż,niebyłemtegopewien.
Rachunkizostałyprzeprowadzoneisprawdzonekilkakrotnie.
Personelpałacowyzostałprzydzielonydonowychzadań,poczyniono
przygotowaniawkwestiigarderoby,apokojeprzyszykowano
naprzyjęcienowychgości.Napięcierosło,jednocześniecudowne
iprzerażające.
Dladziewczątcałyproceszaczynałsięodwypełnieniaformularzy
zgłoszeniowychdotejchwilimusiałytojużzrobićtysiąceznich.
Dlamniezaczynałsiędzisiaj.
Skończyłemdziewiętnaścielat.Byłemterazwwiekuodpowiednim
domałżeństwa.
Zatrzymałemsięprzedlustremiporazkolejnypoprawiłemkrawat.
Dzisiajmiałomnieobserwowaćwięcejparoczuniżzazwyczaj,więc
musiałemwyglądaćjakpewnysiebieksiążę,któregospodziewalisię
zobaczyćpoddani.Nieznalazłemżadnychuchybieńwswoim
wyglądzie,więcudałemsiędogabinetuojca.
Podrodzeskinieniemgłowywitałemdoradcówiznanych
mizwidzeniagwardzistów.Trudnobyłosobiewyobrazić,żejuż
zadwatygodnietekorytarzebędąpełnedziewcząt.Zastukałem
energicznie,takjakżyczyłsobietegomójojciec.Zawszeuważał,
żemogęsięnauczyćczegośnowego.
Stukajdodrzwistanowczo,Maxonie.
Niechodźcałyczaspopokoju,Maxonie.
Bądźszybszy,mądrzejszy,lepszy,Maxonie.
Proszęwejść.