Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zacząłprószyćśnieg.Sypałsięzmroźnejciemnościjakbydmuchniętyprzez
odlatującąmilczkiemkometę.Siódmyrozpoczynałnowyepizodwswoimżyciu.Nową
niepotrzebnąprzygodę.Jeszczejedenłykmiksturyznieczulającej.
Świadomość.Mękaświadomości.Torturaświadomości.Stałapulsacja.
Zapomnienieiprzypomnienie.Długistrachikrótkabłogość.Czyściecegzystencjii
nadziejanarajniebytu.
Doczekaliściesię,hołotoktośpowiedziałniegłośno.Siódmyobejrzałsię.
Wszędziebyłaciszapodszytamonotonnymmruczeniemmotorów.
Terazbędziepłaczizgrzytaniezębówodezwałsiętensamgłos.Siódmy
podniósłgłowę.Wydałomusię,żewidzitorswychylonegoprzezparapetczłowiekana
drugimpiętrzeuśpionejkamienicy.Wczorajjeszczebyłapychaibezczelność,ajuż
rankiemusłyszyszpokorneskomlenieolitość.Tacywyjesteście,bohaterscytchórze,
nikczemniświątkowie.
Dokogomówisz?spytałSiódmywpobliżeścianydomu.Alewtedy
spostrzegł,żetencieńschylonynadparapetemtoskrzynkazzamarzniętymkwiatem,
októrymzapomnianojesienią.Dookołasypałsięzbrudnejczernicienki,postny
śnieg.
Siódmyczekałpośrodkujezdniwyzutynaglezestrachu,otulonykokonem
swegowłasnegobólu,zktórymnosisięjużtylelat.Jestibędzie.Bezkońca,wdrganiu
powietrza,wliściudrzewa,wkropliwody,wzwyrodniałejkomórcezdychającego
zwierzęcia.Jestibędzie.
Przedzaśnięciemwczoraj,przeddrzemkąpełnąwidziadełliczyłswoje
nędze:czerwone,króliczeoczy,krwawiącedziąsła,tenpaskudnystanzapalnyw
krokuibóllewejnogi,którądławizwolnaskurcznaczyńkrwionośnych.Inagleteraz
zrobiłomusięwszystkojedno.Ruszyłwolnoprzedsiebie.
Naplacustałytransporteryopancerzone,kręcilisiężołnierzewrosyjskich
czapkachzimowych,alezorzełkami,jakieśskulonecieniegrzałysięprzy
prowizorycznymogniskurozpalonymniedalekopomniczka.Grzechoczącgąsienicami
żywyczołgwlókłnażelaznymdrągumartwyczołg.Leczpodtymgwaremmotorów
byłamartwaciszamiasta,którespałoalboudawało,żeśpi.
Dokądpójść,pomyślałsennieSiódmy.Gdziesięschronić,żebyprzeczekaćdo
rana.
Ja:
Chłopkrzyczyzdrugiegobrzeguprzeciągle,żałośliwie.Wiedzionyjakimśinstynktem
kompozycji,skłonnościądorytualizowaniazdarzeńisytuacji,przeistaczatenokrzyk,
tobardzopraktycznezawołaniewpieśń,wefrazęmuzyczną,wintrodukcjęchorałuku
czciistnienia,egzystencji,bytu.Gdzieśztyłu,zaplecami,zalasem,jestsłońcezżółkłe
zezmęczeniaprzedzachodem.Jegoświatłozalewagorącemtendrugibrzeg,
czerwonopiennybórsosnowyistromełachybiałegopiasku.Chłopkrzyczy
niezrozumialejakimśgardłowymgłosemśpiewakaoperowegoczyraczejcerkiewnego.
Tenchłopmożebyćchłopembiałoruskim,litewskim,żydowskim.
Rzekapłynieinadrzekąpłynieprzedwieczornyupał,sierpniowyniewystygły
skwar.Anadupałemipodupałempłynąjętki.Jedneślizgająsiępowodziejak
łyżwiarze,innewzbijająsiędogóry,wgłąbszaroniebieskiegopowietrzaalbonieba,
bowtychstronachniebochodzinisko,prawienadsamąziemią.
Prom,zwabionyśpiewemchłopa,odbijaodprzystaniuczynionejzkilkubali
wbitychwdnorzekiiprzykrytychplatformąznieokorowanychpółokrąglaków
świerkowych.Przewoźnikdrewnianymuchwytemskrzypinazardzewiałejlinie
7