Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
żedzisiajZ.jestrównieżnauczycielemwkonserwatorium,doktórego
zaproszonogowczasie,gdypławiłsięwsławie;zapamiętałem,żebył
jednymznauczycielikursudlamłodzieżyuzdolnionejartystycznie.
Aleodlatniktnigdzieniewysłuchałanijednegokoncertutego
cudownegoartystyianijednanowamelodiakompozytoraZ.nie
zabrzmiałapodrękąinnegomuzyka.
Pewnebyłojedynieto,żemilczyijakpowiadaligospodarze
„niecierpimuzyki”;niebawemmiałemsiędowiedzieć,żehipoteza
owychpoczciwychludzijestjakośsłuszna.Z.naswójprostyicichy
sposóbprotestowałjedynieprzeciwkoludowejmuzycewradiu
grającymwświetlicygórskiegoschroniska,przeciwkomuzyce
tanecznejimodnym,wielkomiejskimpiosenkom,przeciwko
rzępoleniu,któregowiększośćgościnigdyniemiaładosyć.Jego
protestbyłcierpliwyikonsekwentny:ilekroćktóryśzgościłaknących
taniejmuzyczkiwłączyłradio,Z.wstawałzmiejscainiewywołując
sensacji,opuszczałwspólnąjadalnię.Zresztąprzebywałwniejrzadko
ikrótko:najczęściejtakżeowegowieczora,kiedystroiliśmychoinkę
zostawałwswoimpokoju.Wydawałosię,żenieprzeszkadza
musurowy,prostszyodklasztornejceliwystrójpokoikuichętniejczas
spędzasamotnieniżwśród„melomanów”.Najczęściejspotykaliśmy
sięprzyobiedzie,kiedyprzyjaznymuśmiechem,bezsłowa,witał
wszystkich,siadałpodoknemprzyjednoosobowymstolikuprzykrytym
płóciennymobrusemwniebieskiepręgi,pogrążałsięwlekturze
przyniesionejzsobąksiążki,aposkończonymposiłkupożegnawszy
obecnychztakimsamymprzyjaznymibezosobowymuśmiechem,
cichymkrokiemopuszczałjadalnię:szedłnagórędoswegopokoju
albowłożywszyskórzanypłaszczwybierałsięnaspacerpookolicy
wysmaganejprzezśniegzdeszczeminiewracałprzezdłuższyczas.
Najwidoczniejnieprzeszkadzałomututajnic:wrównieniewielkim
stopniuludzie,copogodalubsurowaprostotadomu.Ludzie,
zwłaszczaludziepokrojuZ.jakkolwieklatanasoddaliłyodsiebie,
wiem,iletrzeba,oduchowejstrukturzeinaturzeZ.jedyniewtedy
cierpliwiiskromni,jeżelijakiśwewnętrznywstrząsprzytępiłich
wszelkieroszczeniawobecświata.Gdyspotkaliśmysięwschronisku,
naturalniepowitałmniepoprzyjacielsku,długościskałmidłoń,zadał
mikilkagrzecznychiżyczliwychpytań,jakdługopozostanęwgórach,
idobrotliwiepocieszyłzpowodunieszczęsnejpogody,któranas
dotknęławszystkotomówiłztaktemświatowcaiartysty,z
subtelnąobojętnościączłowieka,którywnagłejsytuacjirównocześnie