Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wrzeczywistościów„hotelzdrojowy”byłzwykłymgórskim
schroniskiemztegowszystkiego,cozwodniczyokólnikobiecywał,
jedyniegóraikrajobrazbyłyzgodnezrzeczywistością.Ateraz
rzeczywistośćspowiłamgłaizmoczyłdeszczześniegiem.Czystą
zimowąporąokolicatanaprawdęhojnieobdarowywaławędrowca:
przezmgłęwyczuwałbowiemożywczysmakizapachgórskiego
powietrza.Alejużwpokoju,wczwartymdniuniedoliowej
kwarantanny,mojacierpliwośćiwszystkiemojedobrezamiaryzaczęły
sięulatniać.Pośródzwierzątiludzizamkniętychwtympomieszczeniu
nibywkojcu,gdzieniepadałnawetcieńzbytku,wdusznympokoju
zoknemwychodzącymnaniewesołąpanoramęwilgotnejisłotnej
okolicy,wszystkotogrymaśnieiszyderczodowodziło,jakbardzo
wprzestrzeniowejrzeczywistościbeznadziejnewszelkieludzkie
planyiprzedsięwzięcia.Spokojnytydzień,jakiplanowałemspędzić
naszczycietejgóry,tenuroczysty„świątecznytydzieńpośród
śniegów”,jaktosobiewyobrażałemwmojejmiejskiejsamotni,teraz
wydawałsiębardziejkarąniżnagrodąkarą,którejtrzebasiępoddać.
Coczyniniewolnik,gdypoznajeswójlosiwłasnąsytuację
postrzegajakobeznadziejną?Naturalnie,głowisięnaducieczką.Trzy
dnitoszmatczasuimiałemdośćokazji,abydobrzepoznaćludzką
ofertęnajbliższegootoczeniastaremałżeństwanieżyjąwtak
przymusowejcielesnejpoufałościjakmy,całkiemsobieobcygoście
górskiegohoteliku.Przezcienkieścianyzdeseksłychaćbyłokażde
ziewnięcienudzącychsięsąsiadów,wewspólnejświetlicyjuż
trzeciegodniamimowoli,wnudzieizniecierpliwieniu,wychodziły
najawuciążliweskłonnościnaszejnatury.Towarzystwonie
zapowiadałonadzwyczajnychniespodzianek.Pewienszpakowatypan
noszącytyrolskiespodniedokolanikusyskórzanykubrak,osobnik,
októrymwiedzieliśmytylkotyle,żejesturzędnikiemwjednym
zpobliskichmiast,jakdzieńdługiwklejałfotografiedoksięgi
pamiątkowejwskórzanejoprawie.Zjegoruchówiuwag
przypominającychprychnięcia,zpodejrzliwegoigniewnegospojrzenia
promieniowałanieufnośćmaniaka.Wrzeczysamejbyłnim:jeden
zniezliczonejrzeszynerwowochorychmieszkańcówmiast,który
wswojejbiurowejklatceoddajesięrojeniomonaturze,jarosz
iturysta,coniedziela,uginającsiępodplecakiem,wybierasięwgóry
izobsesyjnąstarannościąfotografujekażdąpolanęikażdygórski
szczyt,jakimusięnawiniepodrodze.Jednymsłowem,dureń.Miłym
przeciwieństwemtegodonkiszotauzbrojonegowkodakabyłapogodna