Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁPIERWSZY
Sąnaświeciemiejsca,wktórychmrózszczypietak
mocno,żepalcedrętwieją,azustlecąbiałeobłoki.Ale
tonieonesąnajzimniejsze.Czasaminajchłodniejjest
wdomowymognisku,wśródczłonkówrodziny.
Leżęwłóżku,którenienależydomnie.Tegojestem
pewna.Zacznijmyodtego,żemateracjesttwardszy.
Brakujemumiękkości,doktórejprzywykłam.
Niepewnieprostujępalcedłoniisłuchamcichego
szelestumateriału.Tworzywosztuczne?Anakoniec
wnioskuję,żetowodoodpornymaterac.
Czujęciężarpościeli.Iznowudostrzegamróżnicę.
Wypełnionawłóknempoliestrowymkołdraniejesttak
ciepłaimiękkajakwdomu.Jestcięższaitwardsza.
Chwytamjąmiędzypalce.Przywodziminamyśl
wykrochmalonąwełnę.Ciężkościzapewnedodajejej
położonynawierzchukoc.Założęsię,żejestniebieski.
Pochwiliwycofujęsięzzakładu.Równiedobrzekoc
możebyćniebieskialbozielony…anawetbiały.
Ostatnioowszystkosięzesobązakładam.
Alenapewnojesttkany.
Celowonieotwieramoczu.Zzazamkniętychdrzwi
słyszęniedającesięrozpoznaćgłosyosóbchodzących
wtęizpowrotem,zbliżającychsięioddalających
odpokojuniczymfalemorskie.
Wpowietrzuunosisiędelikatnyzapachśrodków
odkażających.Pachniesłodkoisterylnie,cojedynie
potwierdzamojepierwotneprzypuszczenia.
Jestemwszpitalu.