Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁDRUGI
Sześćtygodniwcześniej…
Przezchwilęwydajemisię,żeniemuszęwstawać
dopracy.Cieszęsięnaciepłą,leniwąniedzielę.Jest
koniecwrześnia.Wświetlesłońcajestjeszczegorąco,
alemuślinowafirankaraznajakiśczaspowiewa
nachłodnymwietrze.Wtakiednilubięspaćprzy
otwartymoknie.Czujęsięwolna.
Pochwilischodzęzpowrotemnaziemięistawiam
czołoponurejrzeczywistości.Dalekomidoprawdziwej
wolności,dotego,bybyćwolnąosobą.Szczególnie
otejporzeroku,kiedywielkimikrokamizbliżająsię
urodzinymojejsiostry.
Odwracamsięnadrugibokiprzytulamdośpiącego
Luke’a,szukającpocieszeniawciepłymdotyku
bliskiegomiczłowieka.Patrzęnazegarek.Powoli
docieradomnie,żejestponiedziałek.Wyłączam
budzik.Niewiem,pocowogólegonastawiłam.
Ostatnioitakbudzęsięprzednim.Niemogę
powiedzieć,żebysenmisprzyjał.
Myślęomamieiotym,żewewrześniuzawsze
wpatrujesięwkalendarz,nerwowoodliczającdni
dodwudziestegoósmego.Zostałojużtylkoczterdzieści
osiemgodzin.Powinnamsięjużdotegoprzyzwyczaić.
Minęłodwadzieścialat.Toszmatczasu,amimo
tonigdynieudałomisięoswoićemocji,którebudzi
wemnietendzień.Mamwrażenie,żezkażdym
kolejnymrokiemnieobecnośćmojejsiostrystawas