Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
GdyGórystająsięwyższe,oblekająsięlasem.Wielkie,kwitnącekrwiąkwiatów
rododendronyzmieniająścieżkę.WkraczamydoNarnii
Dziśwszystkimpomiotommającymotwórszczękowymówię
stanowcze„nie”!Rany,tegoniedasięopisać,psiasymfonia,chór
strącającyswymwyciemszyszkizdrzewrosnącychdziesiątki
kilometrówstąd.Jeden,drugi,dziesiątyisetny.Skądtutylepsów?
Całąnoc,odzmierzchudoświtu,bezjednejsekundyprzerwytrwała
tapsiarozmowa.Aranekcichy,gdywreszcienadszedł,zwierzakisię
położyłyijakgdybynicpoprostuwcieniuusnęły.Zatoruszyłyosły
zdzwonkami.Teżwszystkienaraz.Amyznimi,niewyspani,ale
chłonnitego,cowokół.
Spakowaliśmygratyiwyruszyliśmyniczymzaczarowanipodgórę,
poschodachbezkońcaiwciążzcorazczystszympowietrzem,apył
pożarów,ciężki,brudnyigorący,zostawałzanami,nieistotny,nie
naszinasniedotyczący.Tylkomyiponadnamiszybujące
wprzestworzach,ześwistemkreśląceswepodniebnetoryorły,
naśladującebiegnącegopoplacukorralukonia,tworzące
wnieskończonośćidealnekręgiwznoszącejsięsprężyny.Gdyby
zostawiałyzasobąsmugę,niczymsamolot,totorichlotubyłbykodem
DNAidealnegostworzenia,dobrego,mądregoipełnegoempatii,
jestemtegopewny.Jakżetopięknywidok.Idealny.