Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Nadlatująnagle.Panujecisza,gdywtemznadgłowyodzywasięgłośny,jękliwyświst
lotek.Wielkieorły.Szybują,patrzącżółtymiślepiami,jakbrniemywgórędoliny
Podchodzimynaprzełęcz,zakosypnąsiępoplecachgóryniczym
trokiciemnozielonegogorsetu.Jasnasmugasznurkanaciemnejskórze
spalonejsłońcem.Naszczyciezaśzacząłsięlasrododendronów
iweszliśmypodparasolewielkichkwitnącychdrzew.Nieznamnic
czerwieńszegoniżkielichykrwawiącychtętnicząkrwiąkwiatów
himalajskichrododendronów.
DotarliśmydoBugdyar.Całkiem,jaksięokazało,sporawciążwieś,
kilkanibyzdawnychlathotelików,alezamkniętych,pełnychzapewne
pchełikurzu.Wolimywnamiotachlubnawetpodgołymniebemalbo
poddachemwiatkibezściansłużącejjakojadalnia,gdziemiły
przewiew.Wiatkalepsza,boniebowieczoremściemniałoiwypaliło
największązeswoicharmat,huknęłoiwszystkorozświetliłblask
błyskawicy,apotemlunęło.Stukotkroplioblaszanedachy,najlepsza
zeznanychmikołysanek.
1czerwca,ósmydzieńWyprawy
Dzisiejszejnocy,dlaodmiany,naczarnąlistęwrogówludzkości
pragnącejsnutrafiłopopsachsalami.O2.11,wnajsmaczniejszejzpór
nocy,obudziłmniedzwonek.Półmetraodgłowy,tużzaścianką
namiotu,napierdzielałktośdzwonkiemjakspraszającynamszę
przygłuchykościelny,awyjrzawszy,myśląc,żemożetopożarina
larumdzwonią,ujrzałem…osła.Pasłosiębydlęzuwiązanymuszyi
dzwonkiemwielkościwiadraizsercemjakodważnikdwukilowy