Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
powierzchnięmorza,agdywynurzyłasiętużprzyparowcu,chłopak
ujrzałciemnoszaregorekina.Potwórdługopłynąłobokburty,nie
spuszczającswychmałych,złychślepizestojącychnapokładzieludzi,
ażwkońcuprzewróciłsiędogórybiaławymbrzuchem,ukazując
olbrzymiąpaszczęzębatą,śmignąłciemnymcieniemnagłębinie
izniknąłpodkadłubemparowca.
—Zapewnekucharzwrzuciłdomorzaresztkijedzenia
—uśmiechnąłsiębosman.—żarłaczpozbieraje,apotembędzie
płynąłzarufą,czekającnanowąporcję!
Umilkłipuszczającdym,patrzyłnabiałą,lśniącątaflęmorza.
Chłopaknieprzerywałmilczenia.Przyglądałsięnadlatującymmewom
—białymiszarym.Ptakikrzyczałyjękliwieiszybowałynaskrzydłach
wygiętychnibysierpy.Zwiastowałyląd,chociażdokoławidniałotylko
morze,jakgdybyoddychającespokojniepodbladoniebieskąkopułą
nieba.
—Pocóżtopłyniesz,przyjacielu,naAndamany1?—zadałpytanie
bosman.
—Dorodzicównawakacje,ażdolipca!—radosnymgłosem
odpowiedziałchłopak.
—Achtak!—kiwnąwszygłową,mruknąłmarynarz.—Czy
pochodziszzkolonii,czyteżzAnglii?
Chłopakzaśmiałsięwesołoiodparł:
—NiejesteśmyAnglikami!RodziceprzyjechalituzPolski,ale
jaurodziłemsięwSzanghajuiwtymrokuskończęszkołę
wRangunie.
—Fiu-u!Fiu,fiu!—gwizdnąłbosman.—Polskakojarzymisię
zGdynią...Byłemtamprzedtrzemalatyzładunkiembawełny.Ależ
todiablodaleko!Jakżeżtosięstało,żejakieświatryzaniosływas