Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Chciałemsięodezwać,powiedziećtymludziom,żeniemamsiły,
żeniepotrafię.
Zawleczciegodoklęcznika!zabrzmiałdziwnyrozkaz.
Dwóchmężczyznodzianychwbrązowemundurybrutalnie
wyciągnęłomnienazewnątrz.Pochwycilimojeramiona
iruszyliśmyprzedsiebie.Ztrudemprzebierałemstopami,
gubiłemkrok,nienadążałemichtempem.Miałemwrażenie,
żeświatdookołasięrozpływa,zupełniejakbymspoglądałprzez
łzy.Ponaszejlewejstroniemijaliśmyokazałygmachzbordowej
cegły,aleniewidziałemżadnychszczegółów,wszystkozlewało
sięwcałość.Staloweobrożenanogachkąsałyiparzyły,czułem,
jakzdzierająmiskórędokości.Gdybyniemocneręce
strażników,pewniepadłbymbezwładnienatwarz.Byłem
przytomny,wiedziałem,cosiędzieje,aleniemiałemkontroli
nadswoimciałem.Unosiłemdogórygłowę,któraniemal
natychmiastciężkoopadałanamojąpierś.Wydawałomisię,
żepołowaczołaiskrońwdziwnysposóbzsunęłysięnamoje
praweoko.Miałemwrażenie,żecałakrewzmojegociałajest
pompowanadogórnejwargi.Byłataknabrzmiała,jakbyzakilka
sekundgigantyczneciśnieniemiałoroznieśćwstrzępy.Każde
uderzeniepulsubyłofaląbólu,którarozlewałasiępomoim
ciele.
Zatrzymaliśmysię.
Jedenzmężczyznmocnozłapałmniezaszczękę,zbliżyłswoją
twarzipowiedziałprzezzaciśniętezęby:
Słyszyszmnie?Słyszysz,comówię?
Takwyszeptałemispojrzałemnajegoobliczespodwpół
przymkniętychoczu.Niestetyniepotrafiłemdostrzecżadnych
rysów.
Jesteśmynawięziennymdziecińcu.Zostaniesztutaj
iuklęknieszjakwkościeledomodlitwy.Niewolnociusiąść,
wstaćanisiępołożyć.Zkażdymsłowemczułem,jakwbija
palcewmojepoliczki.Jeżelistaniesięinaczej,niż