Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Tłumaczmaszerowałtużzamną.
-Patrzprzedsiebiewarknąłiszturchnąłmniedłoniąwbark.
Idąc
schodami
w
dół,
musieliśmy
lawirować
pomiędzy
osobnikami,którzyrozsiedlisięnastopniach.Razporazktoś
rzucałkilkaniezrozumiałychsłówwnasząstronę.Naparterze,
obokdyżurki,grupawojakówwpośpiechuustawiałasięw
dwuszeregu.Zbiórkęmusiałzarządzićgruby,postawnyfacet,który
stałprzednimiiwydzierałsiędonośnymgłosem.Mimocałego
zamieszaniakażdyzżołnierzyspoglądałnanaszątrójkę,aja
czułemnasobieichwzrok.
Pochwiliznaleźliśmysięwpustymkorytarzuwiodącymdo
głównegowyjścia.
Ten,któryszedłprzodem,złapałzaklamkęipchnąłpiórodrzwi.
Więziennydziedziniectonąłwpromieniachwrześniowegosłońca.
Obokbudynkuadministracyjnegogrupażołnierzywsiadałana
pakęciężarówki.Bramawjazdowabyłaotwartanaoścież.Po
drugiejstronie,wzdłużulicy,dostrzegłemkilkagąsienicowych
pojazdów.
Skręciliśmywprawo.
Wcieniu,tużprzyścianiebudynku,stałznajomywózek.Tensam,
naktórymkiedyśpodczasupałówprzywieziononaspacerniak
beczkizwodą.Jednakteraznawózkuleżałinnyładunek.Było
tamkilkadługichdesek,ananichspoczywałocośsporego,coś,co
przykrytostarąpłachtąbrązowegobrezentu.
Tłumaczodsunąłciężkimateriał,ajamomentalniewzdrygnąłem
się,widzączwłokiŚlązaka.Martweciałoleżałonawznak.Jego
zastygłeoblicze,spowitetrupiąaurą,miałowsobiecoś
hipnotyzującegoiwyglądałojakponura,woskowamaska.
-Wiesz,ktotojest?-usłyszałempytanie.
-Takodparłemiwziąłemgłębokioddech.-NazywałsięMarcin
Sroka.Zrobiłomisięmdło,kiedypośrodkujegopiersinaszarym
podkoszulkuujrzałemciemnądziurę,awokółniejrozlaną,
bordowąplamę.
28