Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Przytaszczyliśmysporychrozmiarówkamień
izniemałymtrudemprzywiązaliśmygozapomocąliny
holowniczejdomartwegojużciała.Potemzaciągnęliśmy
obciążonezwłokinapomost.Zwysiłkiemdoszliśmy
dokońcadrewnianej,trzeszczącejkonstrukcjiinatrzy
wrzuciliśmyzgłośnymchlupotemnieżyjącego
przyjacieladozalewu.Pochwiliobciążonezwłoki
zniknęłypodwodą.Staliśmyjeszczeprzezchwilę,dysząc
ciężkoipatrząc,jakczarnawodauspakajasiępod
na​szymisto​pami.
Żegnaj.Tojednosłowo,wypowiedzianebardzo
cichoprzezktóregośznas,wystarczyłozacałe
po​że​gna​nie.
Potemspojrzeliśmynasiebieniepewniiprzerażeni
tra​gicz​nymza​koń​cze​niemtejim​prezy.
Do​ga​śmyogni​skoispie​przajmystąd.
Pięćminutpóźniejtrzysamochodyruszyłygwałtownie
spodwilli,sypiącpiaskiemspodkółiwznosząctumany
ku​rzu.
Pochwilijużnastamniebyło.